Obserwatorzy

wtorek, 22 sierpnia 2017

Przenoszę się na syberyjską łąkę - Natura Siberica Oblepikha szampon i odżywka


Przyszły do mnie motyle, utrudzone lotem,
Przyszły pszczoły z kadzidłem i mirrą i złotem,
Przyszła sama Nieskończoność,
By popatrzeć w mą zieloność -
Popatrzyła i odejść nie chciała z powrotem...
                Bolesław Leśmian   Łąka / fragment



Rokitnikowy szampon i odżywka Natura Siberica Oblepikha


Myję sobie ostatnio moje włosy pełna szczęśliwości i samozadowolenia, bo zmysł powonienia w ekstazie, frajda z masowania, rozpieniania i gładzenia rozkręcona na maksa, a i potem włos nienaganny, świeży, puszysty obfitością jedwabiu, a nie siana, więc tymi moimi łazienkowymi radościami, nie mam wyjścia, muszę się z Wami podzielić.





Zacznę od tego, że dawno tak urodziwych butli z szamponem i odżywką nie miałam. Niby ciągnie mnie od jakiegoś czasu do produktów kosmetycznych ubranych w kolory eko, pełnych barw ziemi, prostych i oszczędnych w grafice, kształcie, a tu kolorystyka na bogato, coś się złoci, coś się kwieci, właściwie już o mało co zahacza o kicz. Zobaczyłam ten szampon i odżywkę, i wiedziałam, że muszą być, stanąć sobie na półce przy mojej wannie.
Intuicję mam chyba wciąż w formie, bo zawartość okazała się dla mnie pełna plusów i to tych samych dodatnich. Napisałam dla mnie, ale do tego duetu podłączyła się też Młoda, więc zadowolonych z Sibericy jest nas już dwie.




Co prawda od szamponu i skompletowaniej z nim odżywki nie wymagam jakiś niestworzonych rzeczy, ma nienaganie myć, względnie pachnieć i robić moim włosom dobrze. Dobrze czyli broń Boże nie przesuszyć, ma być lśniąco, jedwabiście, ma być gładź taka mile przelewająca się między palcami. 
I tu to wszystko mam. Wydaje mi się nawet, że mam to w jakiejś takiej większej obfitości. Ruch dłonią - grzywka rozwichrzona, ruch drugi - podniesiony tył, jeszcze raz - super fryz. Tak lubię, włosy same pracują, pulsują, falują.



Kolorystycznie cieszą oko cieplutkimi i bardzo optymistycznymi odcieniami pomarańczowej żółci. Kremowe, jedwabiste w kontakcie ze skórą obiecują ochronę i pielęgnację na najwyższym poziomie, tym bardziej, że w składach tych kosmetyków znajdziemy wyciągi i olejki z roślin rosnących w zdrowych, naturalnych warunkach, a nie znajdziemy żadnych parabenów, wyciągów z roślin modyfikowanych, olei mineralnych, glikoli. 
Tak to wszystko jest pyszne w swojej urodzie, że tylko resztki zdrowego rozsądku każą mi porcję szamponu czy odżywki nałożyć na głowę, a nie wprost do dziuba. Konsystencja szamponu jest stosunkowo luźna, ale nic tu z dłoni się nie wylewa, pianka podczas mycia o mało co jak najlepsze ptasie mleczko. Odżywka jest odrobinę bardziej gęsta, idealnie się rozprowadza, dobrze wygładza, ha, nawet daje fajny poślizg włosom.

Teraz jeszcze jeden plus, dla mnie ważny, bo z tych przyjemniaczków. Zapach to mocna strona duetu Siberica. To znaczy dla miłośniczek kwiecistych bukietów z fiołków, piwonii czy róż niedosyt może dręczyć ich zmysł powonienia, ale jeśli lubicie wiąchę zbóż i kwiecia z łąki, będziecie w siódmym niebie.
Ja w siódmym niebie, nad syberyjską, nieskończoną, ciągnącą się po widnokres, smaganą wiatrem, ogrzewaną słońcem łąką jestem co kilka dni. Niby wanna, woda z kranu, a wystarczy zamknąć oczy, a tu dzika mięta, ałtajski rokitnik, arktyczna malina, głóg, herbata kurylska.... Pachnie, czujecie? 













Widzicie więc, że miałam rację pisząc ten post. O dobrych kosmetykach trzeba po prostu pisać.
Teraz do Was należy decyzja, czy na swojej głowie wypróbować te syberyjskie (choć tak precyzyjnie, to produkty z Estonii) ziółka. A może już się znacie, wtedy ciekawa jestem Waszych opinii.


Pozdrawiam
Margaretka