Obserwatorzy

poniedziałek, 26 maja 2014

Wszystko dla Mam

Hej Kochani!

Mamy sobie teraz najpiękniejszy miesiąc w roku. To znaczy mnie się tak wydaje, gdybym miała dać palmę pierwszeństwa najurodziwszemu czasowi, maj dostałby ją piękną, największą, całą w kwiatach, które z każdego majowego kątka i zakamarka pachnąco sobie wyglądają na świat.
Zieleń w odcieniach jedynych w swoim rodzaju, wakacje tuż tuż, co tam wakacje, całe lato tuż, tuż. 





Lubię też maj za Dzień Matki. 
Ten, kto wymyślił to święto właśnie w maju był geniuszem. Możemy pobiec do Mamy z bukietem kwiatów nazrywanych na łące (kurczę, ale gdzie jeszcze te łąki?) w letniej sukience i porwać Mamę na spałaszowanie góry lodów. 

Ja; i matka i córka, właśnie taki mam w tym roku plan. 
Idziemy w trójkę, w trzy pokolenia na lodowe obżarstwo, poplotkujemy sobie do syta, powspominamy to i owo, a zwłaszcza owo i dosłodzimy się do imentu.
Matecznikowe świętowanie czas zacząć.



Żeby nie było, że uczta dla ciała bierze u mnie górę nad strawą dla ducha, poniżej wierszyk dla Mamy o Mamie, co roku daję mojej Mamie taki "własnoręcznie" zrobiony prezent.


To jest portret mojej Mamy
Takie Mamy wszyscy mamy
Najpiękniejsza buzia w świecie
Uśmiech, dołki, zresztą wiecie.
Gdy przytula mnie w ramionach
Gdy przed burzą jak szalona
Chroni swoje duże dziecko
Dobrze będzie, mówi ciepło.
Mądra jest mądrością Matki
Która wszystkie zna zagadki
Co przede mną los mi plecie
I najbardziej w całym świecie
Chce ten świat mi podarować
Uczy jak mam postępować
Żeby szczęście stało blisko
By się gwiazdom kłaniać nisko.

Taka jest ta moja Mama

Mądra, piękna i kochana.



A ja Wy, moje drogie świętujecie ten przemiły dzień?


Wszystkim Mamom życzę miłości i uśmiechu.
Margaretka

środa, 21 maja 2014

Avocado, zzieleniały tatar

Hej Kochani!  


Dzisiaj chciałabym Was zaprosić na najsmaczniejsze i najprostsze, że nie wspomnę o zdrowotności, śniadanie pod słońcem.
Przepis na zzieleniałego tatara przywiozłam z Nowego Jorku, tam często spotykałam się z avocado serwowanym w takiej postaci.



U mnie w domu to śniadanie jadamy bardzo często. Lekkie, a przy tym całkiem fajnie sycące, mamy pełne brzuszki na kilka godzin. 



To avocado nie było optymalnie udane. Nie wiem co się dzieje, ale ostatnio często zdarza mi się je kupić jakieś takie jasne w środku, bez tej ślicznej zieleni, którą powinno cieszyć, często avocado jest jeszcze twarde, a już zaczyna drewnieć w środku, brązowieć takimi paskudnymi pręgami, porażka.
Pewnie importujemy najgorsze odmiany, ja dzisiaj jedno avocado musiałam wyrzucić, nie nadawało się do niczego.

Ale wracam do zielonego tatara, "instrukcja obsługi" prosta i w składniki wyjątkowo oszczędna.

Potrzebujemy ładne, dosyć miękkie avocado, połówkę pokrojonej w kostkę cebuli i maggi (przyprawa do zupy), to wszystko, koniec, kropka, żadnej soli, pieprzu, smak wyśmienity, jedyny w swoim rodzaju.

Maggi proponuję dodać na cebulkę, tak by przez moment nasiąknęła smakiem tej przyprawy, po chwili wszystko wymieszać.

 Nie możemy tatara przygotować wcześniej, bo ma tendencje to ciemnienia i zmiany barwy na burą, tak, że po zrobieniu trzeba się z nim rozprawić rach, ciach, ciach.







Ciekawa jestem czy wypróbujecie tę opcję podawania avocado, a może znacie już ten przepis?

Pozdrawiam
Margaretka

czwartek, 15 maja 2014

JOKO Cosmetics, szybko przegnam deszcz opętańczy, bo na stopach mi tańczy kolor pomarańczy

Hej Dziewczyny!  


Od trzech dni u mnie pada i wygląda na to, że deszczykowi spodobało się w Beskidach, chce tu zagrzać miejsca dłużej, niech mu będzie. 
Ja na przekór..... zaklinam słońce; słoneczny orange na stópkach, w sandałach dzisiaj tylko po chałupie mogę podreptać, ale na upalne dni (chcę, chcę) jestem już zwarta i gotowa.




Dostałam od JOKO Cosmetics dwa kolory do przetestowania. Pomarańcza na razie, w pierwszej kolejności, wylądowała na stópkach, chciało mi się  już takiego odcienia, w oryginale jest bardziej intensywny.
Czeka na mnie jeszcze ten śliczny, wrzosowy fiolet, ale póki co, przy tej pogodzie coś na niego nie mam ochoty. Fiolet będzie na dłoniach jak na świecie będzie słonecznie i optymistycznie.

Na zdjęciach lakierom towarzyszy banan w rozmiarze baby.
Musiałam go tu dorzucić, pierwszy raz taki byczek wpadł mi w ręce, widziałyście już coś takiego?









Nie będę się rozpisywała o jakości lakieru, bo Joko to marka pewnie przez wszystkie Was znana, w każdym razie świetny ten lakier, dobrze, wygodnie się maluje pędzelkiem, szybko schnie i dosyć szybciutko robi się twardy, "niezadrapywalny".
Śliczny ten kolorek, zresztą to z kolekcji nowych odcieni, zwróćcie uwagę, że i buteleczce też się zmienił kształt.


zdjęcie pochodzi z facebookowej strony Joko Cosmetics

A za oknem ciągle pada, moja chata z kraja, tuż pod lasem, więc i w deszczu świat ma swój urok.
Tak u mnie dzisiaj, las w deszczu, góry w deszczu i we mgle.





Te fiołki na parapecie to mój nowy fioł. Zawsze kojarzyły mi się ze zdziwaczałymi, starszymi paniami i sama nigdy po nie nie sięgałam. Wiejskie  klimaty robią jednak swoje, nawet i priorytety zmieniają się zadziwiająco mocno.
Niedawno, podczas mojej wizyty w Tesco zobaczyłam takie dwie zmarnowane bidy o krok od śmierci i.... przygarnęłam je do zakupowego kosza. 

Początek kolekcji wygląda tak, mam nadzieję, że za jakiś czas pokażę Wam, Kochane, nowe, fiołkowe nabytki.


W domu zaczęłam wertować strony o fiołkach, ocknęłam się o czwartej nad ranem z wiedzą i totalną miłością do nich. 




I tak już mi zostało, nawet i przedszkole fiołkowe u mnie, a właściwie na razie żłobek.



I pierwszy fiołkowy dzieciak mi przyszedł na świat:





Pozdrawiam
Margaretka

poniedziałek, 12 maja 2014

Lefrosch, PILARIX, agent do zadań specjalnych

Hej Dziewczyny!  



Dzisiaj bohaterem mojego postu jest ten oto osobnik do zadań różnych, głównie specjalnych.

Krem PILARIX marki Lefrosch to dermokosmetyk, możemy się w niego zaopatrzyć tylko w aptekach.
Ma za zadanie zmniejszać i likwidować rogowacenie skóry i działać regenerująco, kojąco i przeciwzapalnie.
 Skład ciekawy i obiecujący: mocznik, kwas salicylowy, panthenol, alantoina i masło shea.

Byłam ciekawa tego kremu, sławę ma on już niezłą, zwłaszcza jako lekarstwo na łagodzenie podrażnień po depilacji.
Ja miałam dla niego inne zadanie, choć nie powiem, jako pomoc, w moim wypadku w goleniu tu i tam, też go wypróbowałam. 
Rzeczywiście jest fajny, delikatnie łagodzi skórę, nie robią się po jego użyciu żadne zaczerwienione punkciki.





Ja chciałam sprawdzić Pilarix na moich dłoniach. 
Mam, niestety mocno wrażliwą skórę na wewnętrznej stronie dłoni, często kontakt z jakimś płynem, proszkiem  kończy się u mnie mocnym podrażnieniem, swędzeniem, a później taką drobną wysypką.  Szukam lekarstwa na to, na razie bez efektu. Ten krem też mi się niestety nie do końca sprawdził. To znaczy minimalnie skrócił cały cykl podrażnienia, może odrobinę zmniejszył ilość i wielkość krostek na dłoniach, ale generalnie w tym wypadku nie poradził sobie, jak podrażnię skórę na dłoniach to wysypka i tak mi się robi.

Natomiast świetnie krem spisał się jako likwidator szorstkiej skóry na łokciach. Ja, osoba regularnie pielęgnująca skórę, również łokci, nie miałam dla niego zbytniej pracy do wykonania, choć kilkanaście posmarowań łokci tym kremem doprowadziło mi skórę w tych miejscach omalże do ideału, zrobiła się doskonale mięciutka, jak, nie powiem, przysłowiowa pupcia niemowlaka.
Za to u mojego Ślubnego już Pilarix musiał się trochę wysilić. I też efekt bardzo dobry. Mąż sięga teraz po krem często, bardzo mu spasował, widzę, że lubi Pilarix i często używa, właściwie mogę napisać, że krem został przez niego zaanektowany.

Nie omieszkałam też przetestować ten krem jako mazidełko do pielęgnacji stóp. Wszak producent poleca go do zapobiegania rogowaceniu naskórka, a przecież gdzie jak gdzie, ale na stopach skóra ma te tendencje.
Powiem tak, moim zdaniem jest dobry, ale ja i tak wolę dobre kremy-balsamy specjalnie przeznaczone dla stóp. W Pilarixie, w wypadku pielęgnacji stóp brakuje mi całego tego zapachowo - konsystencyjnego anturażu, który lubię sobie fundować. Działa dobrze, ale, no właśnie, frajdy z używania ja nie mam.




Bo jest ten krem taki wybitnie apteczny, nawet byłabym go w stanie nazwać maścią, zapach w porządku, trochę wyczuwam tu jakieś bardziej lekarstwowe nuty, choć miłe, nie drażniące.
Konsystencja bardzo mocna, ścisła, dosyć tłusta, ale na skórze nie pozostawia tłustej warstwy, dobrze się wchłania, czytałam, że niektórym osobom się roluje, ja kompletnie nie zauważyłam takiej przypadłości Pilarixu, u mnie rolowanie nigdy się nie zdarzyło.



Krem Pilarix dostałam do wypróbowania dzięki testerskiej akcji zorganizowanej przez Michała na jego blogu "Twoje źródło urody"




Michał bardzo często organizuje takie akcje, lubię do niego zaglądać, ma się rozumieć, nie tylko z tego powodu, ciekawie u niego, rzeczowo, a i spojrzenie na kosmetyki męskim okiem dla mnie jest zawsze interesujące.

Teraz jeszcze na chwil kilka zapraszam do Mojej Bardzo Kobiecej Galerii.
Dzisiaj obrazy chińskiego malarza, Xing Jianjian'a, popatrzcie, piękne, delikatne i w bardzo zwiewnych klimatach.







Pozdrawiam
Margaretka


czwartek, 8 maja 2014

Deni Carte, wiosenny pastelowy róż na pazurkach już

Hej Dziewczyny!  



Ostatnio udało mi się załapać do testowania lakierów Deni Carte, wszystko dzięki zabawie, którą marka zorganizowała na swojej facebookowej stronie. 

Największy problem miałam ze zdecydowaniem się na kolory, bo wybór tam zacny, kuszą i nudziaki i pastele i  mocne, dobrze napigmentowane barwy.
To nie jest mój pierwszy kontakt z kolorówką tej marki, wcześniej pisałam już o moich zakupach w  e-sklepie Deni Carte tutaj.
 Dla mnie świetne odkrycie; polska firma, ceny bardzo, bardzo przystępne, a jakością moim zdaniem DC bije na łeb, na szyję niejedną porównywalną cenowo, bardziej popularną markę.



Na biel postawiłam od razu, po zeszło i tegorocznym szaleństwie wszelkich mięt, błękitów, turkusów, żółteczek na nią miałam największą ochotę, pastelowy, prawie że pudrowy róż śnił mi się już po nocach, a czerwień, którą zresztą miewam na pazurkach dosyć sporadycznie, skusiła odcieniem ni to bardzo wściekłego korala, ni wkurzonej maliny, ważne, że po oczach daje. 
Jak mieć czerwień to już z przytupem.


Dzisiaj pierwszy z zamówionych kolorów, wydaje mi się, że śliczny, pewnie będę ten róż miała na pazurkach często, dłonie już opalone, więc dobrze się w nim czuję.








Zdjęcia są zrobione na trzeci dzień po pomalowaniu. Specjalnie tak zrobiłam, żeby widać było jak dobre i trwałe są lakiery Deni Carte.

Wcześniej miałam już ich lakiery, więc wiedziałam czego mogę się spodziewać. 
Jakość wyjątkowo dobra, a jeśli jeszcze weźmie się pod uwagę bardzo sympatyczną cenę, 6,50 zł, lakiery te są naprawdę warte polecenia. 
Najbardziej mi żal, że nie można ich kupić w dużych sieciach drogeryjnych, poszalałabym pewnie nieźle, każda wizyta kończyłaby się jakimś nowym kolorkiem.

Malowałam dwa razy, bez żadnych wspomagaczy, lakier ma się dalej świetnie, żadnych odprysków, żadnych przetarć na brzegach paznokci, a i połysk dalej zupełnie nienaganny.



Malowanie jest bardzo wygodne, fajny pędzelek i jeszcze jedno, lakiery Deni Carte bardzo szybko schną i twardnieją, dla mnie to plus nad plusami, bo mistrzyni ze mnie robienia sobie odgnieceń, zadrapań na świeżo pomalowanych paznokciach wielka.

Nie wiem czy też tak macie: pomaluję paznokcie, chcę choć moment dać im wyschnąć, a tu jak nic zaczyna się, nagle mam sto rzeczy do zrobienia, nie usiedzę, wcześniej czy później coś tam zmaszczę na płytce.


Pozostałe dwa kolory pewnie też Wam pokażę w którymś z następnych postów.



A to Emma w wiosennej fryzurce świeżo od fryzjera, pani dostała instrukcję; krótko, na chłopczyka, mała zadowolona, my też.





Muszę Wam jeszcze pokazać kilka fotek z majowego weekendu. Miałam w planie leżaczek i opalanie, a tu ranki budziły nas takimi widokami. 
Znowu miałam nauczkę, że planować to ja sobie mogę....
Pewnie co się odwlecze to nie uciecze, ale tyle dni wolnego, a pogoda przynajmniej w Beskidach postanowiła zagrać nam na nosie.






Pozdrawiam 
 ślicznego słoneczka i ciepełka życzę
Margaretka