Obserwatorzy

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Niech będzie lekko, niech będzie biało, lakier Hean

Hej Dziewczyny!

Co prawda biel na pazurkach lubię mieć dopiero kiedy dłonie mam już porządnie, na czekoladowo potraktowane słoneczkiem, ale tak tęskniłam do tego koloru, że nie mogłam jej sobie odmówić już teraz.

 Lakier z Hean,  długo się trzyma bez żadnych uszkodzeń, u mnie wytrzymuje 3-4 dni, bez  utwardzacza, przy czym dłoni niestety nie oszczędzam (gary, sprzątanie, no wiecie, wszystko to, bez czego kobita mogłaby żyć, a niestety nie może, ha).
Trochę gorzej z pokrywaniem płytki paznokcia, ja nakładam trzy warstwy, a tak prawdę powiedziawszy jeszcze można by się przyczepić do idealnej gładzi tej bieli.
Plusem jest natomiast bardzo ładny odcień, niby biel, ale taka trochę złamana oraz bardzo udana perłowa poświata, wyjątkowo minimalna, delikatna, coś tak w połowie drogi między klasycznym kolorem, a odcieniem perłowym.


A tak na marginesie, zauważyłyście, że wszystko co białe wydaje się lekkie. Biały jest puch i płatki śniegu, białe są chmurki, no chyba, że zaraz ma spaść deszcz, wtedy biel przechodzi w szarości i granaty.
Nawet kiedy pomyślimy o pięknym żaglowcu z rozpiętymi w powietrznym tańcu żaglami, prawie zawsze widzimy w myślach białe żagle, coś w tym jest.
A bałwany na morzu, szalona, lekka pianka na szmaragdowym tle?
A skrzydła aniołów? Zawsze białe..
Białe jest zwykle leciutkie i delikatne.
Nawet produkty "light" są zwykle w kolorach białych lub przynajmniej mocno rozbielonych, ale tu już kłania się marketing i zjawisko podświadomego kojarzenia.
W ciuchach też dajemy się zwieść tej ułudzie. Jak mamy ochotę na coś lekkiego, zazwyczaj zakładamy rzeczy jaśniutkie, białe lub rozbielone kolory



No to wrzucam na siebie ten zestaw i biegnę na spotkanie z moją Mamcią, idziemy na miłe pogaduchy i gorącą czekoladę.



Czas już na moją Bardzo Kobiecą Galerię. Chcę pozostać w temacie bieli, a jak biel to musi być i czerń.
Piękne, artystyczne fotografie włoskiej fotograficzki Iaia'y Gagliani, 
zapraszam, popatrzcie.






Pozdrawiam
Margaretka

czwartek, 25 kwietnia 2013

Venus, nowość, Balsam po goleniu i depilacji łagodzący z olejem kokosowym i masłem pomarańczowym


 Hej Dziewczyny!   



 Można już rzec, że zrobiło się nam prawie lato.

 W każdym razie nogi bez rajstop i krótki rękawek u mnie w pełnej krasie. Wreszcie. Kocham to. 
Jeszcze tylko złapać trochę opalenizny, bo na razie ciało po zimie blade...  i można żyć.


A propos ciała, dzisiaj kilka słów o balsamie po goleniu i depilacji, teraz takie ustrojstwo jest nam jeszcze bardziej niezbędne, maszynki i plastry mają pełne ręce (no, powiedzmy, że ręce) roboty.

Venus

Ten nowy na rynku balsam dostałam do przetestowania od marki Venus, lepiej z terminem nie mogłam trafić, żel który używałam podprowadziła mi córcia, więc od razu zabrałam się za zapoznawanie z tym osobnikiem.

 Bardzo ładne opakowanie, na pierwszy rzut oka białe, ale tak naprawdę przeźroczyste, bo biel to po prostu widoczny w całej krasie śnieżno biały balsam.



Mocną stroną tego kosmetyku jest przemiły zapach, nie wyczuwam tu żadnej sztuczności, chemii, bardzo letni, owocowy, chyba z najsilniejszą nutą pomarańczy. Ciało pachnie jeszcze długą chwilę po posmarowaniu.

Konsystencja jak najbardziej optymalna przy tego typie kosmetyku, nie lejąca się choć lekka, śliskawa, bardzo "mokra", nakładanie go i wcieranie w skórę bardzo przyjemne.
Po ogoleniu, na przykład nóg, nakładam go dosyć sporą warstewką na skórę, przez moment jest ona mocno wilgotna i mile, tak jakby, rozmiękczona i wygładzona, wyczuwa się komfort lekkiego ochłodzenia, choć czasem czuję też nieznaczne szczypanie. Mnie to akurat nie przeszkadza, podejrzewam, że działa tu alkohol jako dezynfekcja miejsc, umówmy się, jednak ciut ciut zranionych.


Trochę lepiej mogłoby być z trwałością tych nawilżających efektów na skórze. Balsam dobrze się wchłania, ale też po kilkunastu minutach na mojej skórze nie pozostaje nawet ślad nawilżenia, w tym aspekcie mam pewien niedosyt.
Jeśli lubicie, żeby kosmetyk wchłonął się w stu procentach i to stosunkowo szybko, będziecie go lubiły, jeśli natomiast, tak jak ja, lubicie gdy na skórze ma jednak pozostać taka delikatna warstewka "gładzi", trzeba wspomóc skórę dodatkową pielęgnacją.



Podsumowując, w mojej ocenie ten balsam to taki fachman do zadań specjalnych, ściśle określonych, faktycznie uprzyjemnia życie nam i skórze po zabiegu depilacji, ale jako klasyczny nawilżacz i pielęgniarz skóry niekoniecznie już się sprawdza. Biorąc pod uwagę jego fajną cenę, 6-7 zł za 200 ml, warto go jednak mieć w swojej łazience.

Dzisiaj w ramach mojej Bardzo Kobiecej Galerii zdjęcie bardzo kobiecego smakołyku. Czekolada deserowa na gorąco, jedna marcepanowa, druga amaretto. Prawda, że piękny obiekt westchnień, a jak smakowało....


Pozdrawiam
Margaretka

wtorek, 23 kwietnia 2013

DECUBAL - Łagodzący i kojący żel do skóry, Odżywczy i regenerujący krem dla skóry, Odżywczy i intensywnie nawilżający krem do twarzy





Hej Dziewczyny!  

Dzisiaj chciałabym  ponownie zaprosić Was do bardzo udanej krainy kosmetyków DECUBAL.
Pisałam już o kilku z nich, teraz w roli bohaterów wystąpi trójka kolejnych.

Te przeznaczone do skóry suchej i bardzo suchej, wolne od substancji zapachowych, barwników i parabenów kosmetyki, które kupić można tylko w aptekach, skradły nie tylko moje serce. 
Cała moja rodzinka sięga po nie nadspodziewanie chętnie.









Łagodzący i kojący żel do skóry podrażnionej



Na początku to był kosmetyk do którego miałam najwięcej zastrzeżeń spośród całej decubalowej gromadki.  Do ciała wolę bardziej treściwe produkty, a ten okazał się takim bardzo skoncentrowanym nawilżaczem w tubce.
 Szybko jednak okazało się, że świetnie zaczął mi służyć jako wytchnienie dla skóry po depilacji. Żadnych podrażnień tylko miłe ukojenie i ulga dla skóry. 
Niestety nie dane mi było długie się nim cieszenie, bo odkryła go dla siebie moja kochana córeńka. Ona często spędza czas na basenie, a ten żel okazał się bardzo odpowiedni dla jej potrzeb i wymagań. Żel doskonale szybko się wchłania, więc prysznic po zajęciach w basenie zawsze teraz kończy właśnie tym żelem. 
Jej słowa:  - wreszcie nie stoję jak głupia czekając aż smarowidełko wchłonie się, nie lepię się kiedy zakładam ciuchy, on jest już mój.


notka producenta:
Bez tłuszczu i jakichkolwiek środków konserwujących. Żel szybko wnika w skórę, wywierając natychmiastowe działanie kojące. Żel zawiera między innymi glicerynę oraz witaminę B5 i jest całkowicie pozbawiony tłuszczu. Dlatego nie stanowi alternatywy dla kremu natłuszczającego, którego wymaga codzienna pielęgnacja suchej, swędzącej skóry – jest jednak jego dobrym uzupełnieniem. 

Składniki (INCI): Aqua, Glycerin, Pentylene Glycol, Methyl Gluceth-10, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Panthenol, Sodium Gluconate, Sodium Hydroxide.
cena około 20 zł     poj. 100 ml


Odżywczy i regenerujący krem dla skóry suchej i atopowej



Jeden z moich faworytów, ten krem jest tak konkretny i bogaty w swojej formule, że trudno go przecenić.
 To taka typowa deska ratunkowa dla miejsc wyjątkowo przesuszonych, w moim wypadku świetnie poradził sobie z suchą skórą po zimie na skórze nóg ( nad kostkami ), zniknęły suche skórki, a skóra w tych miejscach wróciła mi do zdrowej formy.
 Bardzo też lubią go okolice moich łokci, szybciutko i porządnie naprawia mi tam te szorstkie zapędy skóry, już nie wiem co to takie białawe "ozdoby" łokci.
Od czasu do czasu funduję też sobie takie kompleksowe regenerowanie całej skóry, po wieczornej kąpieli wcieram go w całe ciało, trochę potem jestem tłustawa, ale raz za czas to jest do przeżycia, a moja skórka wyraźnie to lubi i odwdzięcza się dobrym wyglądem i elastycznością.
Krem jest bardzo skondensowany, wręcz gęsty, ale świetnie się rozsmarowuje, wchłania się dosyć długo, więc trzeba sobie założyć, że jakieś pól godzinki człowiek będzie miał tłustą warstewkę.  



notka producenta:
Ten krem jest kremem tłustym, zawierającym 71% lipidów i przeznaczony jest do zastosowania na szczególnie narażone, uszkodzone, spękane, zaczerwienione  i podrażnione obszary na skórze. Krem zawiera aktywne składniki – między innymi kompleks ceramidów identycznych z tymi występującymi   w skórze oraz witaminę B3, która regeneruje  i aktywuje w skórze produkcję dokładnie tych składników tłuszczowych, których suchej skórze brakuje. Olejek Jojoba zmiękcza i koi skórę. lekka konsystencja powoduje, że krem jest przyjemny w użyciu nawet przy bardzo wrażliwej skórze. 

Składniki (INCI): Petrolatum, Paraffinum Liquidum, Aqua, Pentylene Glycol, Cetearyl Alcohol, Methyl Glucose Sesquistearate, PEG-20 Methyl Glucose Sesquistearate, Niacinamide, Simmondsia Chinensis Seed Oil, Ceramide 3, Ceramide 6 II, Phytosphingosine, Cholesterol, Galactoarabinian, Xanthan Gum, Caprylic/ Capric Triglyceride, Sodium Stearoyl Lactylate, Sodium Citrate, Polyglyceryl-3, Methylglucose Distearate, Tocopherol, Stearic Acid, Palmitic Acid, Citric Acid, Sodium Hydroxide.
cena około 20 zł     poj. 100 ml


Odżywczy i intensywnie nawilżający krem do twarzy


krem zabezpieczony jest folią
Ten krem należy do tych z gatunku lżejszych, mocniej nawilżających, ale nietłustych, u mnie stał się ulubieńcem wszystkich domowników. 
Wydaje mi się, że to taki idealny krem rodzinny, trochę w typie niebieskiego klasyka Nivea. Podejrzewam, że dobrze sprawdziłby się na skórze dziecka, faceci też go polubią, bo ani się po nim nie świeci skóra, szybko się wchłania, jest bezzapachowy, słowem bez żadnych zbędnych bajerów robi to czego oni oczekują; wygładza, nie dopuszcza do uczucia ściągania czy napięcia skóry.
 Mogę coś na ten temat powiedzieć, bo mój małżonek ten krem wyraźnie polubił i docenił, ma go ma swojej półeczce, teraz to ja  czasem sięgam po jego krem.
A dla mnie ten krem stał się świetnym rozwiązaniem rano, przed makijażem, wtedy gdy używam podkładu z opcją bez nawilżania. Krem bardzo dobrze się wchłania, ślicznie wygładza mi skórę, a co najważniejsze, już po chwili po jego użyciu skóra jest matowa,  nie świeci się, nie ma na niej filmu, a podkład znacznie ładniej pracuje i wtapia się w skórę, stając się bardzo naturalnym.

Konsystencja kremu jest dosyć mocna, taka w sobie, ale wyczuwa się tu gładkość, bo krem jest z tych bardziej śliskich, mokrych, wyraźnie nawilżanie jest tu zadaniem numer jeden. Bardzo miło się go wciera w skórę, a efekt poprawy jej wyglądu jest od razu wyczuwalny.


Notka producenta:
 Krem ten łagodzi i pielęgnuje dzięki zawartości naturalnego składnika tłuszczowego, jakim jest lanolina zapobiegająca świądowi, suchym plamom oraz ewentualnemu nieprzyjemnemu uczuciu napięcia skóry twarzy. Krem zawiera poza tym witaminę E, która ma działanie zmiękczające. Szybko wnika w skórę i nie tłuści  - dlatego doskonale nadaje się pod makijaż. 

Składniki (INCI): Aqua, Caprylic/Capric Triglyceride, Glycerin, Cetyl Alcohol, Sorbitan Stearate, Glyceryl Stearate, Citric Acid, Lanolin, Polysorbate 60, Cetearyl Glucoside, Cetearyl Alcohol, Carbomer, Tocopherol, Ethylhexylglycerin, Sodium Gluconate, Sodium Hydroxide, Phenoxyethanol, Sodium Benzoate.
cena około 25 zł     poj. 75 ml

Z czystym sumieniem polecam Wam te kosmetyki, bardzo dobra jakość, bezpieczne składy, a i pielęgnacja skóry dzięki nim jest na piątkę. Ceny też są bardzo przyzwoite.  Kosmetyki marki DECUBAL można kupić tylko w aptekach, tych stacjonarnych oraz internetowych.


Teraz już pora zaglądnąć do mojej Bardzo Kobiecej Galerii. Dzisiaj malarstwo rosyjskiego artysty, Vladymira Soldatkina, zapraszam, popatrzcie





Pozdrawiam
Margaretka

piątek, 19 kwietnia 2013

Witaminki dla dziewczynki czyli jemy, piękniejemy i nie tyjemy

Hej Dziewczyny!  

Już dawno nie było u mnie tematów kuchenno - pitrasińsko - zdrowotnościowych.
Teraz, na wiosnę, kiedy dusza aż wyrywa się do dzieł wielkich, szaleństw i uniesień, ciało jakoś tak niespecjalnie za tym wszystkim nadąża. Poszłabym gdzieś, ale mi się nie chce, przekopałabym dom i odchwaściła z wszystkich niepotrzebnych rzeczy, ale mój zapał mija zanim jeszcze nabrał konkretnych kształtów, zrobiłabym coś wielkiego, a tymczasem stać mnie najwyżej na godzinkę z książką na kanapie.


Przesilenie wiosenne, zmęczenie wiosenne, jak zwał, tak zwał, faktem jest, że trzeba sobie powiedzieć jasno, babo bierz się w garść, bo życie masz tylko jedno.
Ponieważ mądre hasło "Jesteś tym co jesz" zostało już wymyślone, ja tylko staram się go wcielać w życie.

Na wiosnę potrzeba mi dużo witamin i minerałów, a nie jestem fanką tych wszystkich rachitycznych, sztucznie pędzonych pod folią nowalijek, więc robię teraz surówki i sałatki w ilościach dużych, choć często z warzyw zeszłorocznych (mam nadzieję, że zachowały się w nich jeszcze promyki letniego słoneczka).

Kilka moich bardzo szybkich i najprostszych z prostych pewniaków na witaminkowe co nieco, na pewno znacie, ale to tak w trybie przypomnienia, że nie tylko istnieją sałatki greckie czy nicejskie.

Surówka z białej rzodkwi,


 teraz, czekając na pyszne pęczki chrupiących rzodkiewek z gruntu, robię sobie takie coś często. Odrobina jogurtu, soli i pieprzu i mogłabym zjeść całą michę.
Czasem udaje mi się kupić rzepę, z niej to dopiero jest genialna surówka.

Rzodkiew należy do warzyw dość zasobnych w witaminę C. Jej korzeń zawiera średnio ok. 25 mg tej witaminy w 100 g produktu. Jest również dość dobrym źródłem witaminy B1 oraz takich składników mineralnych jak potas, wapń, siarka i magnez.Należy do roślin o niezwykle cennych właściwościach leczniczych. Jej korzenie zawierają wiele substancji działających bakteriobójczo, takich jak glikozydy izosiarkocjanowe i olejki eteryczne, które niszczą wiele szkodliwych bakterii w przewodzie pokarmowym. Im przede wszystkim rzodkiew zawdzięcza swój dość ostry smak. Warzywo to dzięki dużej zawartości siarki bardzo korzystnie wpływa na porost włosów. Rzodkiew wykazuje również inne korzystne działania lecznicze: poprawia trawienie i łaknienie oraz czynności wątroby i dróg żółciowych.


Surówka z porów i jabłek,


 w tym wypadku dodałam olej rzepakowy, ale równie dobra jest z jogurtem naturalnym lub śmietaną.
Pamiętajcie tylko, żeby pokrojone pory przelać wrzącą wodą, wtedy zyskują bardziej szlachetny, delikatniejszy smak, najlepiej zrobić to na sicie.

Pory zawierają witaminy A, B1, B2, C i E oraz wapń, magnez, żelazo i fosfor, na działanie zasadotwórcze, oczyszcza krew, delikatnie moczopędne, antyseptyczne.

Marchewka z groszkiem,


stara, wierna, ukochana w dzieciństwie, wracam do niej bo i marchewkę uwielbiam w każdej postaci, a i nasion strączkowych (w tym wypadku zielonego groszku) nigdy nie za wiele.
Zasmażkę robię bardzo cieniutką, na oleju rzepakowym z odrobiną mąki.

Marchew: składniki mineralne: potas, sód, wapń, fosfor, siarka, magnez, żelazo, mangan, miedź, cynk, kobalt,
witaminy: A, B1, B2, B6, C, E, H, K, PP), kwas foliowy, inozytol, ponadto kwas jabłkowy flawonoidy, związki siarkowe, kumaryny, a także związki o działaniu insulinopodobnym, alkaloidy oraz pektyny.
Dzięki marchwi zwiększa się nasza odporność, a skóra i błony śluzowe stają się bardziej elastyczne. Marchew działa rozkurczowo na naczynia krwionośne, wiatropędnie i pobudzająco na układ moczowy. Ma duże znaczenie w poprawianiu urody naszej skóry.

Zielony groszek:  składniki odżywcze: węglowodany 17%, białko 7%, witaminy z grupy B, A, C, E,  potas, fosfor, żelazo, cynk, wapń, magnez, kwas foliowy, błonnik;działa leczniczo na układ pokarmowy (żołądek, wątroba), skórę, wzrok, poprawia cerę.

Kapusta kiszona


Uwielbiam, choć smaku tej kupowanej w sklepach nie trawię, wyraźnie zakwaszana nie wiadomo czym, mi po prostu śmierdzi.
Doszłam do wniosku, że nie ma co jeść dziadostwa i teraz kiszę sobie ją sama. Co jakiś czas kupuję główkę białej kapusty, szatkuję ją w malakserze, ugniatam z solą w niezbyt dużym, glinianym "boncloku" (to chyba  gwarowa nazwa glinianego naczynia, tak mówiła moja babcia i ja uwielbiam to słowo), przykrywam go i  po trzech, czterech dniach zajadam się przepyszną kapuchą. Robię surówki z jabłkiem i marchewką, albo zajadam się taką soute, pamiętajcie tylko o kminku, bez niego przy kapuście ani rusz.


Warto ją podjadać, bo zawiera mnóstwo witamin i biopierwiastków. Kiszona kapusta jest zdecydowanie zdrowsza niż surowa, czy gotowana.
W kiszonej kapuście są spore ilości witaminy B12, która wpływa pozytywnie na stan naszego umysłu, daje uczucie radości poprawiając nam nastrój i wzmacnia odporność na stres. Do tego koi nerwy, przyspiesza wykorzystanie żelaza oraz odpowiada za budowę czerwonych krwinek. Działa też odmładzająco. Przyczynia się do wzrostu komórek i odbudowy tkanki kostnej.
Znajdziemy w niej  pridoksyny, czyli witaminy B6, które odpowiadają za właściwą przemianę białek. Niacyna, czyli witamina PP, odpowiada ona m.in. za ogólną przemianę materii i nasz dobry nastrój. Do tego zajadając ją, fundujmy sobie solidną dawkę witaminy C. Wzmacniacie w ten sposób swój układ odpornościowy i produkcję hormonów. Spora ilość potasu może działać moczopędnie, ale ma właściwości odkwaszające. Do tego jeszcze żelazo, magnez i cynk, które wpływają na procesy krwiotwórcze, siłę mięśni i serca oraz wydolność umysłową. Z badań naukowych wynika także, kiszona kapusta sprzyja profilaktyce i zwalczaniu chorób raka.



Smakowitego weekendu
Pozdrawiam
Margaretka

wtorek, 16 kwietnia 2013

NUXE, Creme Nirvanesque, wygładzający i pachnący dotyk luksusu

Hej Dziewczyny!  



Dzisiaj chciałabym Wam zaproponować garść moich wrażeń o kremie do twarzy, którego ostatnio używam. Dostałam go od apteki internetowej i-apteka.pl, nawiasem mówiąc, jednej z największych i najpokaźniej zaopatrzonych we wszystko co nam się tylko zamarzy w temacie pielęgnacja.  

Czas tej wczesnej choć spóźnionej wiosny odczuwam wyraźnie, brak słońca i świeżego powietrza zrobiły swoje, wyraźnie dotąd funkcjonuję na zwolnionych obrotach, skóra i włosy dopiero zaczynają powracać do zdrowej normy. Jak to dobrze, że świat znowu zrobił się ciepły, słoneczny i znowu znacznie bardziej chce mi się żyć.

Kremów do twarzy używam na okrągło, przez cały rok, z tym że na przykład zimą staram się stosować takie bardziej treściwe, mocniejsze (to ze względu na suche powietrze od kaloryferów i niespecjalnie dużą ilość czasu spędzaną przeze mnie na świeżym powietrzu), wiosną natomiast szukam kremów lżejszych i delikatniejszych.

Krem NUXE Nirvanesque jest teraz, na czas tej najpiękniejszej pory roku dla mnie po prostu idealny.
Właśnie takiego opiekuna potrzebuje moja dosyć sucha skóra teraz, krem jest lekki, bardzo delikatny i jedwabisty, zresztą Nuxe jest moim zdaniem mistrzem w komponowaniu przemiłej konsystencji swoich kremów. 
W tym temacie jestem już starą wyjadaczką i z ręką na sercu za gładkość i rewelacyjne uczucie czegoś na kształt relaksu dla skóry daję Nuxe palmę zwycięstwa.



To mój drugi krem tej marki, wcześniej bardzo zaprzyjaźniłam się z wersją stricte do skóry suchej, Creme Nirvanesque Enrichie, post o nim tutaj i tylko utwierdzam się w przekonaniu, że odkrycie przeze mnie tej firmy to niezły fart.
Creme Nirvanesque dla wszystkich typów skóry i Creme Nirvanesque Enrichie dla skóry suchej
Wersja Creme Nirvanesque, przeznaczona jest dla każdego typu skóry, ale takiej, która już wie co to pierwsze, mimiczne na razie zmarszczki.

Podobnie jak jej wersja Enrichie, ta też zapakowana jest w ciężki, szklany słoiczek dający miłe poczucie posiadania kosmetyku luksusowego, oczywiście dobrze zabezpieczonego fabrycznie przed  niepożądanymi zaglądaczami, oraz w kartonik, moim zdaniem, o dosyć skromnym designie, choć na pewno chodziło tu o podkreślenie, że kosmetyk ten jest jak najbardziej naturalny i ekologiczny, więc nie będę się czepiała.



Zapach, dla mnie śliczny, troszkę przypomina mi takie delikatne nuty Be Delicious,  w pierwszej, zielonej wersji.

Konsystencja, jak już wcześniej pisałam, przesympatyczna, bardzo gładka, aksamitna, ciut lżejsza niż u jego braciszka do cery suchej, używanie tego kremu daje niesamowicie miłe uczucie ukojenia i komfortu.

Od razu po użyciu, skóra u mnie staje się wygładzona, bardzo milutka w dotyku, na skórze jakiś czas pozostaje minimalny, sympatycznie wilgotny film, czuje się, że porcja nawilżenia jest tu odpowiednia.
Rano skóra jest taka jakby dotleniona, wypoczęta, "wyspana", mam wrażenie, że i koloryt jest jakby zdrowszy, w każdym razie nie widzę takiej zmęczonej szarości na buzi.
Zmarszczki oczywiście nie zniknęły, ale widzę, że są spłycone i na pewno mniejsze, po prostu poprawa jest u mnie widoczna.

Stosuję go też rano, pod podkład, wtedy nakładam niewielką ilość, tak by tylko leciuteńko nawilżyć skórę, bo krem pięknie gra z każdym podkładem, lepiej go rozprowadza, a i jakościowo podkład wraz z tym kremem wygląda zdecydowanie ładniej bo znacznie lepiej wtapia się w skórę.




O tym, że krem Nirvanesque nie spowodował u mnie żadnych, podkreślam żadnych niechcianych "ozdobników" na twarzy  donoszę Wam tylko dla porządku, bo przecież producent daje nam krem bez parabenów, bez olejów mineralnych, sztucznych barwników, obiecując że nie powstaną nam zaskórniki, ani nie zapchają nam się pory. U mnie tak faktycznie jest.

Jeszcze chciałabym wkleić tu informację producenta oraz I-Apteki o tym kremie:

Krem o innowacyjnej formule roślinnej, opracowanej przez firmę NUXE, znacząco redukuje powierzchnię, długość i liczbę pierwszych zmarszczek. Ma natychmiastowe działanie wygładzające (nasiona lotosu błękitnego i maku, korzeń prawoślazu, acmella, Calmosensine®). Preparat wzbogacony szarłatem i olejkiem różanym z róży.

To nowatorska pielęgnacja redukuje pierwsze zmarszczki działając precyzyjnie w miejscu ich powstawania. Spektakularny efekt wygładzenia i rozkurczenia uzyskuje się dzięki zmniejszeniu mikronaprężeń tkanek skórnych. Kompleks Calmosensinea intensywnie odpręża, jednocześnie stymulując syntezę endorfin (hormony szczęścia). Niewiarygodnie aksamitna (dzięki szarłatowi - roślinie pokrytej puchem) konsystencja sprawia, że posmarowana skóra staje się ekstremalnie delikatna i natychmiast wygładzona. Twarz jest olśniewająca i rozpromieniona szczęściem "Nirvanesquea". Małe i duże zmarszczki znikają na długo. 

Najważniejsze składniki aktywne:
DEHYDROACETIC ACID, TETRASODIUM EDTA, ZEA MAYS (CORN) KERNEL EXTRACT, HYDROXYETHYLCELLULOSE, 10-HYDROXYDECANOIC ACID, SEBACIC ACID, ACETYLATED GLYCOL STEARATE, ACMELLA OLERACEA EXTRACT, 1,10-DECANEDIOL, ALTHAEA OFFICINALIS ROOT EXTRACT, CAPRYLYL GLYCOL, LAURETH-3, NYMPHAEA COERULEA SEED EXTRACT, XANTHAN GUM, POLYSORBATE 20, SODIUM CITRATE, SORBITAN ISOSTEARATE, ACETYL DIPEPTIDE-1 CETYL ESTER, AMARANTHUS CAUDATUS SEED EXTRACT, SODIUM BENZOATE, POTASSIUM SORBATE, ACRYLATES/C10-30 ALKYL ACRYLATE CROSSPOLYMER, PAPAVER RHOEAS SEED EXTRACT, BENZYL BENZOATE, BENZYL SALICYLATE, BUTYLPHENYL METHYLPROPIONAL, EUGENOL, HEXYL CINNAMAL, HYDROXYCITRONELLAL, COUMARIN, CITRAL, HYDROXYISOHEXYL 3-CYCLOHEXENE CARBOXALDEHYDE, LIMONENE, LINALOOL [N0601/H].

 Z czystym sumieniem polecam Wam ten krem, bo pomimo dosyć wysokiej ceny mamy tu bardzo dobrą jakość i bardzo przyzwoite efekty na buzi. Taki krem po prostu się lubi i sięga się po niego z przyjemnością.

W i-aptece kupicie go za 102,50, zresztą widzę na stronie tej apteki masę fajnych kosmetyków, które chciałoby się mieć, zapraszam Was tu:
                                            


Teraz już pora na moją Bardzo Kobiecą Galerię. 
Dzisiaj jeszcze kilka obrazów chińskiego malarza Zhang Daluna bo musicie przyznać, że są przepiękne.





Pozdrawiam
Margaretka



czwartek, 11 kwietnia 2013

Glicerynowe mydło probiotyczne z wiśnią, migdałami i jogurtem, moja rozkosz dla ciała i zmysłów


Hej Dziewczyny!   

Są momenty, że pewne niedoskonałości spotykania się w świecie wirtualnym przeszkadzają.
Dzisiejszy post aż prosiłby się o opcję "włącz zapach", niestety na razie musicie mi wierzyć na słowo. 


Mydełka glicerynowe to jedna z moich maleńkich, ale wiernych miłości, bez nich nie wyobrażam sobie mojej łazienki, nie dosyć, że cieszą oko, sprawiają ucztę mojemu zmysłowi powonienia, to przede wszystkim cudnie myją moją dosyć suchą skórę.

Kolory, zapachy, wzory i składniki są tak niecodzienne jak kwiaty, każde mydełko chciałabym mieć, każde kusi mnie swoją urodą.

Gwiazdą tego postu jest glicerynowe mydełko probiotyczne, które dostałam do testowania od Mydlarni Eko Bańka  
        

 Z greki pro bios znaczy dla życia, termin "probiotyczy" oznacza, że w danym produkcie znalazły się składniki aktywne; wyselekcjonowane kultury bakterii, w tym wypadku dzięki jogurtowi, mamy tu kultury bakterii mlekowych.

Pamiętacie zapach landrynek, taki słodki, owocowy, kochany?
Tak właśnie pachnie to mydełko, trochę przypomina mi się też genialna konfitura z wiśni, którą robiła moje Babcia, słowem zapach przemiły, bardzo pogodny, taki, który od razu poprawia nam nastrój.

                                                   
Z całkiem wyraźną, ale subtelnością wyczuwa się też nutę migdałów, ja od razu mam skojarzenia z marcepanem, a więc mamy w tym mydełku nie tylko owocową słodycz, ale i całkiem delikatesowe doznania. 

                                                    

Zapach naprawdę jest zniewalająco i kusząco śliczny.

Dla mojej dosyć podatnej na przesuszenia skóry to mydełko jest boskie. Mięciutko myje, świetnie wygładza i przede wszystkim nie wiem co to uczucie ściągania po myciu.
Bardzo lubię po nie sięgać, a już do zmywania makijażu stało się to mydełko moim niezbędnikiem.
Nie lubię żeli, toników czy mleczek do demakijażu, jakoś nigdy z żadnymi się nie polubiłam, może to kwestia moich dosyć wrażliwych oczu, fakt jest w każdym razie taki, że najbardziej odpowiada mi mycie twarzy z użyciem wody, bo koniecznie musi to być mycie, a nie mizianie się jakimś płatkiem kosmetycznym.
Dawno już odkryłam idealne dla mnie właściwości właśnie mydełek glicerynowych, zwłaszcza, że pianki do mycia, które również stosuję, najczęściej nie radzą sobie ze zmyciem tuszu z rzęs, mydełko w tym temacie jest bezkonkurencyjne. Żadnego szczypania, żadnych podrażnień.



A oto co o tym mydełku napisał producent - LAVEA / ze strony sklepu ekobanka.pl, 

Glicerynowe mydło probiotyczne na wagę wiśnia z mleczkiem migdałowym i jogurtem wyrabiane ręcznie. Mydło wpływa kojąco na skórę i zapobiega jej wysuszeniu po kąpieli. Jest mydłem wyjątkowo łagodnym o zapachu owoców wiśni z wykorzystaniem biolizatu bakterii mlekowych, który działając jak balsam na skórę, nawilża ją i rewitalizuje. Obecne w nim witaminy z grupy B i lipidy z witaminą F oraz biopierwiastki odnawiają naskórek i pobudzają wytwarzanie kolagenu zapobiegając odwadnianiu skóry i zapewniając gładkość ciała. Mydło nadaje skórze piękną i owocową świeżość, a stosować go można dla każdego typu skóry.


Mydło wiśnia z mleczkiem migdałowym i jogurtem nie zawiera:
  • surowców z roślin genetycznie modyfikowanych
  • polietylenoglikoli (PEG)
  • silikonów
  • konserwantów typu BHT (butylowany hydroksytoluen)
  • parabenów
  • surowców pochodzenia zwierzęcego

Proponuję zaglądnąć do Mydlarni EKO BAŃKA, znajdziecie tam nie tylko to cudne mydełko ale i wiele, wiele innych smakowitych, pielęgnacyjnych kąsków na wagę, nie tylko w konkretnym tego słowa znaczeniu, ale i na wagę nieomal złota.   Cena 13 zł za 100 g

                                                            Logo



Teraz już czas na moją Bardzo Kobiecą Galerię. Dzisiaj koniecznie coś kwiatowego, coś wiśniowego, słowem kwitnące wiśnie z Dalekiego Wschodu







Pozdrawiam
Margaretka