Hej Moje Drogie!
Za kilka dni będziemy w domu obchodzić skromną, acz bardzo sympatyczną rocznicę. Otóż, Moje Kochane, lada dzień stuknie roczek, jak życie miejskie, zamieniłam na życie wiejskie, można rzec, całkiem czarodziejskie. Dalej chłonę urodę każdego dzionka, nie mogę nacieszyć się zapachem sosen i świerków w lesie za płotem, a sarny i dziki to sąsiedzi wcale nie gorsi niż ludziska, ptasie trele brzmią znacznie lepiej niż szum samochodów, a smak porannej kawy pod gołym niebem - bezcenny.
Już dawno nie pokazywałam Wam moich nowych przeróbek (mam nadzieję, że nie skomentujecie - niedoróbek).
Radocha z takiego przerabiania starego na nowe cieszy, a shabby chic zaczyna dominować w każdym zakamarku. Wychodzą rzeczy jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne.
Ten kinkiet w oryginale tworzył całość z drewnianą podkładką, która teraz trochę pobielona, dała tło wiekowej lampce naftowej.
Trzy stare, po niezłych przejściach dechy, potraktowane rozbielonym różem, mocno rosochate, dobrze skryły wszystkie kable i kostki. Szklany klosz poleciał do śmieci, na razie nie mam pomysłu na nowy, więc musi wystarczyć wielka żarówa.
Żeby nie było, że tylko stare przedmioty kradną mi serce, ten kogut jest nowiutki, i to prosto z hipermarketu w Hamburgu (!).
Wylądował przymocowany do barierki na tarasie, strzeże nam chałupy, oczywiście wygląda zawsze wschodów słońca, ale na szczęście nie pieje, bo chyba bym zwariowała.
To szafeczka na buty, ale przede wszystkim szafka Emmy. Ukochała sobie ją jako punkt obserwacyjny na wiochę i czeka na zaprzyjaźnione Burki, spędza tu kupę czasu.
Stara, bezpłciowa szafka została przeze mnie pomalowana akrylową orchideą i lekko przetarta brudnym różem i żeby łatwo było nią manewrować, dostała małe kółeczka. Wyszło nieźle.
Tak mniej więcej prezentowała się przed przeróbką, ta jeszcze czeka na nowy anturaż.
A to szafka, nasz wspólny ze Ślubnym prezent urodzinowy. Nowa, żaden antyk, ale zmyślnie udająca mocno przechodzony staroć, uwielbiam ją.
Ma masę szufladek na nieskończoną ilość różnych różności, marzył mi się taki mebelek już od dawna.
A to Daszka z Wiedźmą, które rosną jak na drożdżach, są ulubienicami całej rodziny, no może z wyjątkiem Emmy i Neli, bo one dalej patrzą na nie spode łba.
Kociaki leżały przez moment ułożone w yin i yang, ale zanim poleciałam po aparat, trochę zmieniły pozy.
Za kilka dni będziemy w domu obchodzić skromną, acz bardzo sympatyczną rocznicę. Otóż, Moje Kochane, lada dzień stuknie roczek, jak życie miejskie, zamieniłam na życie wiejskie, można rzec, całkiem czarodziejskie. Dalej chłonę urodę każdego dzionka, nie mogę nacieszyć się zapachem sosen i świerków w lesie za płotem, a sarny i dziki to sąsiedzi wcale nie gorsi niż ludziska, ptasie trele brzmią znacznie lepiej niż szum samochodów, a smak porannej kawy pod gołym niebem - bezcenny.
Już dawno nie pokazywałam Wam moich nowych przeróbek (mam nadzieję, że nie skomentujecie - niedoróbek).
Radocha z takiego przerabiania starego na nowe cieszy, a shabby chic zaczyna dominować w każdym zakamarku. Wychodzą rzeczy jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne.
Ten kinkiet w oryginale tworzył całość z drewnianą podkładką, która teraz trochę pobielona, dała tło wiekowej lampce naftowej.
Trzy stare, po niezłych przejściach dechy, potraktowane rozbielonym różem, mocno rosochate, dobrze skryły wszystkie kable i kostki. Szklany klosz poleciał do śmieci, na razie nie mam pomysłu na nowy, więc musi wystarczyć wielka żarówa.
A to właśnie naftowa lampka. która wcześniej skromnie stała sobie w kąciku, teraz dostała w prezencie pobielone, drewniane tło i dumnie zawisła na ścianie w salonie.
Żeby nie było, że tylko stare przedmioty kradną mi serce, ten kogut jest nowiutki, i to prosto z hipermarketu w Hamburgu (!).
Wylądował przymocowany do barierki na tarasie, strzeże nam chałupy, oczywiście wygląda zawsze wschodów słońca, ale na szczęście nie pieje, bo chyba bym zwariowała.
To szafeczka na buty, ale przede wszystkim szafka Emmy. Ukochała sobie ją jako punkt obserwacyjny na wiochę i czeka na zaprzyjaźnione Burki, spędza tu kupę czasu.
Stara, bezpłciowa szafka została przeze mnie pomalowana akrylową orchideą i lekko przetarta brudnym różem i żeby łatwo było nią manewrować, dostała małe kółeczka. Wyszło nieźle.
Ma masę szufladek na nieskończoną ilość różnych różności, marzył mi się taki mebelek już od dawna.
Kociaki leżały przez moment ułożone w yin i yang, ale zanim poleciałam po aparat, trochę zmieniły pozy.

Pozdrawiam
Margaretka i cała moja banda czworga
bardzo miło u Ciebie, zwierzaczki sympatyczne, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńcałuski Gosiu, dzięki za miłe słowa :)
Usuńschaby chick króluje
OdpowiedzUsuńdokładnie, lubię takie rozbielone, trochę nostalgiczne klimaty we wnętrzach :)
UsuńTen piesek to west ? przepiękne są :)
OdpowiedzUsuńtak, tak, oba to westy, precyzyjniej piękne dziewczyny :)
UsuńŚliczny zwierzyniec.
OdpowiedzUsuńśliczny i bardzo kochany :)
UsuńCudne zwierzaki :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńHm..czasem też mi się marzy mieszkanie na wiosce. Miasto mnie czasem dobija, hasałem, tłumem. Zwłaszcza Warszawa.
OdpowiedzUsuńjak wszystko, ma to swoje plusy i minusy, choć te minusy w moim przypadku to takie minusiki :)
UsuńŚwietny ten kogut :D Ja mieszkam na wsi od zawsze, co prawda koguta nie mam ale u sąsiada czasem głośno pieje :D
OdpowiedzUsuńteż gdzieś w stosunkowo odległym sąsiedztwie mam jakiegoś rozdartego koguta, ale fajne to, podoba mi się jego zawadiacki głos
UsuńPięknie tam u ciebie. Ja też mieszkam na wsi i nie zamieniłabym jej na nic innego :)
OdpowiedzUsuńteraz to tylko mi żal, że tyle lat byłam mieszczuchem :)
Usuńszczerze, to też marzy mi się wieś :)
OdpowiedzUsuńpiękności, szczególnie ta szafka na buty skradła mi serce - cudny kolor!
OdpowiedzUsuńzadowolona jestem z efektu, szafka dostała takiej lekkości i szlachetności :)
UsuńTe koty wyglądają bosko ;D
OdpowiedzUsuńoj tak, sama nie wiem co w nich takiego, że mogłabym patrzeć na nie bez przerwy :)
UsuńPodobają mi się takie rzeczy z odzysku, pobielone, jesteś niezła zdolniacha. A zwierzyniec słodki, koty nieźle urosły :)
OdpowiedzUsuńurosły, długaśnie są nieźle, ale dalej takie przecinki :)
UsuńJakie urocze zwierzaczki <3
OdpowiedzUsuńpunkt obserwacyjny pieska swietny;]
OdpowiedzUsuńPiękne to wszystko.
OdpowiedzUsuńKinkiet i naftowa lampka cudne, też lubię takie detale, wymyśliłaś nieźle te dechy, a co tam robi ptactwo domowe?
OdpowiedzUsuńNo, no, uroczą masz gromadkę ;) Wesoło musi być ;) Ja też bardzo lubię stare rzeczy, mają duszę... są takie ładne i niepowtarzalne!
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie meble z duszą <3. Odziedziczyłam dom po mojej babcie i na strychu było tyle skarbów, że nie mogłam wyjść z podziwu. Za cel przyjęłam sobie pełne odremontowanie domu oraz renowacja mebli. Dodatkowo postanowiłam unowocześnić dom instalując takie dodatki jak np automat zmierzchowy który będzie automatycznie zapalał lampę przy drzwiach wejściowych po zapadnięciu zmroku.
OdpowiedzUsuń