Obserwatorzy

poniedziałek, 30 czerwca 2014

NOWOŚĆ Max Factor, CC Colour Corrector, Stick champagne rozświetlacz, ale tylko rozświetlacz

Hej Dziewczyny!  


Dzisiaj będzie o kosmetyku jeszcze gorącym, nieomal dopiero co wyjętym z kosmetycznego pieca, to znaczy w naszym, polskim piecu jeszcze on sobie dziarsko siedzi, na drogeryjne półki trafić ma w sierpniu, za granicą już wiosną znalazł się w sprzedaży.




Max Factor swoje korektorowe nowości w pomadce?, długopisie?, kredce? wypuścił w pięciu wariantach, u nas kupić będziemy mogły trzy: zielony - dla skóry naczynkowej, żółty - do cieni pod oczami oraz rozświetlacz - do rozświetlania twarzy.

Mnie wpadł w moje chytre łapki właśnie rozświetlacz. 
Jestem fanką wszelkich kosmetyków rozświetlających, znacznie lepiej się w nich czuję niż w matach, więc z tą nowością Max Factora z krainy kosmetyków CC wiązałam duże nadzieje.
Cenię sobie lekkie i pielęgnacyjne właściwości kremów BB, opcja CC w swoim założeniu trochę lepiej kryjąca, też niczego sobie, sięgam po kosmetyki z tej rodziny coraz chętniej.





A jak sprawa ma się z bohaterem dzisiejszego postu?

Bardzo fajne opakowanie, wygodne i estetyczne, sztyft wysuwa się podobnie jak pomadkę.
Trochę zdziwiła mnie konsystencja korektora - rozświetlacza, spodziewałam się czegoś bardziej miękkiego,  lepiej aplikującego się na skórę tam czy tu.
Musiałam trochę się wdrożyć, przyzwyczaić, że delikatne muśnięcie nie wystarczy, trzeba porządnie "pomazać" miejsca w których chcemy lśnić (ale nie błyszczeć).






Trochę mylna jest ta nazwa - korektor, raczej żadnych niedoskonałości w postaci przebarwień, nie mówiąc już o jakiś większych niechciejstwach nie skorygujemy.
Ja miałam nadzieję, że ten korektor sprawdzi się w niwelowaniu moich cieni pod oczami. Nic z tych rzeczy, w jego przypadku najpierw muszę cienie zamaskować mocniejszym korektorem, dopiero potem faktycznie maźnięcie tym CC rozświetlaczem daje bardzo ładny efekt.

Świetnie natomiast ten rozświetlacz sprawdza mi się jako wykończenie całego makijażu, polubiły go moje kości policzkowe i właśnie tu używam go namiętnie i z dobrym, interesującym efektem.

Rozświetlacz jest stosunkowo wydajny, używam go codziennie  i to nie raz w ciągu dnia, bo z trwałością jest tak sobie, trzeba po kilku godzinach lekko poprawić efekt rozświetlenia, bo znika ten efekt jak kamfora. 
Wielkość sztyftu zmniejszyła się po wielu, wielu użyciach minimalnie, więc na pewno służyć mi będzie chyba długo.

Muszę przyznać, że kosmetyk to bardzo ciekawy, wygodny, idealny do nawet najmniejszej kosmetyczki, którą mamy cały dzień przy sobie, dla tych z Was, które lubią rozświetlić skórę twarzy tu czy tam, warty zainteresowania i zafundowania sobie. 
Cena około 50zł.




Dzisiaj Moja Bardzo Kobieca Galeria znowu otwarta. Zapraszam Was na moment gdzieś nad morze, tak już tam nie bywa dzisiaj.
Obrazy jak kadry z archiwalnych filmów, na pewno z nutką bardzo, bardzo czarowną; autorką obrazów jest rosyjska malarka, Lusia Popenko.







Malarstwo

Pozdrawiam
Margaretka

piątek, 20 czerwca 2014

Kociak tu, kociak tam, na ich punkcie bzika mam, czyli jak mi się rodzina powiększyła

Hej Dziewczyny!  

Kilka wolnych dni, jak ja to lubię!
Plany miałam wielkie, a jak na razie czas przecieka mi przez palce bardzo dziarsko. Nic to, takie słodkie leniuchowanie też całkiem, całkiem, nawet wyrzuty sumienia nie mącą mi dobrego humoru.

A o ten dobry humor od pewnego czasu dba dwójka nowych domowników.

Przeprowadzka do domu na wsi musiała się tak skończyć. O milusim mruczku marzyłam już dawno, w tym temacie nawet Emma nie miała nic do gadania.



Mała, czarna kotka została zamówiona, czekaliśmy na jej zjawienie się z niecierpliwością, wszak miał przybyć nowy członek rodziny.


Wiedźma


 A przybyła śliczna dwójeczka. Okazało się, że na tę biało czarną ślicznotę nie czeka żaden domek, więc nasz musiał otworzyć się i dla niej.


Daszeńka


Poskładało się to świetnie.
Maluchy razem nieźle dymią, są odważne, towarzyskie, ale najwięcej frajdy mamy my, ludziska. 







Trochę na razie gorzej sprawa wygląda na linii psy - koty, niestety dwa białe teriery mają wrażenie, że spadły z piedestału, więc na Wiedźmę i Daszeńkę patrzą z byka  i jeszcze bardziej razem trzymają sztamę.


Maluchy są kochane, bardzo fotogeniczne, więc nie omieszkałam im zrobić kilku słodkich fotek.
Wybaczcie, że trochę ich dużo, ale nie umiem się powstrzymać i przedstawić Wam moich ślicznot.

1. Daszeńka, Daszka









 2. Wiedźma, Wiedźminka, Minka









Dziewczyny, nie wiecie jakim sposobem zaprzyjaźnić całą czwórkę? Na razie się poddałam, nie mam pomysłu, maluchy są na razie oddzielone od psów, bo jak je widzą, robią wielkie grzbiety i syczą, a psiaki na takie ich "aroganckie" pozy szczekają jak opętane i tak się robi zwariowane podwórko.

Pozdrawiam
Margaretka

środa, 11 czerwca 2014

NUXE SUN KREMOWA EMULSJA SAMOOPALAJĄCA DO TWARZY, tyle słońca w ....



Hej Dziewczyny   


Dzisiejszy post, nie ma innej możliwości, musi być pod znakiem słońca.
Czekałyśmy, tęskniłyśmy, no i wreszcie mamy, żar leje się z nieba i ..... znowu trzeba trochę ponarzekać; litości, cienia i chłodu poproszę choć trochę.



Żartowałam, kocham słońce, kocham się opalać. 
W temacie OPALANIE jestem niereformowalna, żadne przestrogi dermatologów nie są w stanie mnie odstraszyć od kąpieli słonecznych, co tam kąpieli, od pławienia się w słońcu.
Pewnie, że staram się opalać jak się da najrozsądniej, zresztą dostała mi się w spadku po dziadku, a właściwie po rodzicach skóra ciemna, śniada, z tych co opalają się szybciutko, od razu na brązowo.
Faktycznie przed słońcem chronię jedynie twarz i dekolt, tu mam małego bzika, żeby nie narobić sobie akuku i nie pomagać zmarszczkom w ich zbójeckiej działalności na mojej facjacie.
Twarz zawsze osłaniam dużymi okularami, daszkami czy kapeluszami, bo tu słońce nie ma prawa zaglądać.




Bardzo się ucieszyłam, kiedy dostałam propozycję przetestowania kolejnego kosmetycznego rarytasu marki NUXE, tym razem przedstawiciela nowej linii do opalania; NUXE SUN, emulsji samoopalającej do twarzy.
 O innych, ciekawych kosmetykach pielęgnacyjnych tej francuskiej, stawiającej na naturalne składniki
Firmy pisałam w kilku postach : krem do stóp , złoty olejek Huile , Krem Nirvanesque, krem Enrichie



Dobrze już poznałam się z moją samoopalającą nuxową perełką, mam i używam ją już przeszło miesiąc i muszę przyznać, że przyjaźń to będzie na pewno na dłużej.
Dotąd nie pomyślałam, żeby wspomagać się emulsją samoopalającą, twarz zawsze była o kilka tonów jaśniejsza i wydawało mi się, że tak już musi być. 
Do teraz. Nuxe Sun jest świetne, krem jest boski, a efekty opalające takie jak tylko można sobie wymarzyć.

Zaczęłam używać go raz dziennie, rano, ale co drugi dzień, tak by skóra leciutko, systematycznie mi się brązowiła.
Teraz wystarcza mi już tylko raz na kilka dni, tak by po prostu podtrzymać, ładną, złotą opaleniznę.

Krem nakłada się świetnie, ma bardzo miłą i łatwą do równomiernego rozprowadzenia i wtarcia konsystencję, przy okazji czuje się tu wysoką jakość składników pielęgnujących i "opiekujących" się naszą skórą. 
Pięknie się wchłania do zupełnego matu, a skóra jest po nim genialnie nawilżona i gładziuteńka.
Ponieważ emulsja ma postać iście kremową, nie ma opcji, żeby narobić sobie na buzi jakiś plam czy innych niedoróbek, skóra jest bardzo, bardzo równomiernie opalona, a przy tym naprawdę ma śliczny odcień.
Odrobinę przeszkadza mi zapach, nie, żeby był jakiś nieprzyjemny, ale ma coś takiego w sobie, co nie jest moim ideałem. 
Taki drobiazg ginie jednak w powodzi korzyści, jakie mam za sprawą tego brązującego osobnika.

Myślę, że nie bez znaczenia jest tu nowoczesna, innowacyjna formuła działania emulsji.
Naturalne składniki brzmią zachęcająco; mączka chleba świętojańskiego i ekstrakt z hiacynta wodnego mnie w każdym razie zaintrygowały.







Na stronie marki NUXE przeczytałam, że ta emulsja świetnie się też nadaje dla osób ze skórą jaśniutką, więc, Dziewczyny, ja mogę Wam tylko gorąco polecić ten krem, jest doskonały, w każdym razie u mnie zagości on na stałe. Dopiero jesienią i zimą to on będzie miał co robić na moim pyszczysku.

Kosmetyki NUXE można kupić tylko w aptekach, cena tego słoneczka w tubce to około 50-60 zł.


Dzisiaj znowu zapraszam Was do Mojej Bardzo Kobiecej Galerii. 
Piękne, pełne zmysłowego klimatu akwarele belgijskiej malarki, Christine Comyn, zapraszam, popatrzcie.

Christine+Comyn+-+Tutt%2527Art%2540+%252826%2529





Pozdrawiam
Margaretka