Obserwatorzy

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Pierre Rene, HYDRA ELEGANCE LIPSTICK, ta szminka jest całuśna




Hej Dziewczyny!

Trafić na dobrą szminkę to przyjemność.
 Trafić na dobrą szminkę, w dodatku w  dobrej, niskiej cenie,  zamienia nam tę przyjemność we frajdę.
Tak jest właśnie ze szminką Pierre Rene.

Przyznacie, że cena 10,50 zł jest niezwykle kusząca.

Linia Hydra Elegance przyciąga wzrok bardzo ładnym opakowaniem, w dodatku z ciekawym, zatrzaskowym zamykaniem zewnętrznej nasadki, fajne rozwiązanie, bo i wygodne i bezpieczne, na pewno szminka nie otworzy nam się w torebce.


Jakościowo też jest na piątkę, polubiłam ją od pierwszego wejrzenia, a właściwie nałożenia na usta, jest optymalnie tłuściutka, daje ładny efekt wilgotnych ust, jeśli chodzi o trwałość, to jest dobra z plusem, za to "zjada" się tak jak lubię, równomiernie, co szczególnie przy ciemniejszych kolorach jest dla mnie ważne.
Nie znoszę szminek. które po godzinie, dwóch pozostają taką barwną obwódką na brzegach ust.

Dzięki woskom jest na tyle tłusta i dobrze nawilżająca, że nie robią mi się żadne suche skórki, słowem poza zadaniem upiększającym ta szminka zachowuje się jak dobrej klasy pomadka ochronna.

Bardzo dobry nabytek, więc mogę ją Wam spokojnie polecić.

Mój kolor:  nr 10   purple drop






Dzisiaj w mojej Bardzo Kobiecej Galerii i szminka i usta grają jedną z pierwszoplanowych ról.
Popatrzcie na obrazy Paula Loveringa





Pozdrawiam
Margaretka

czwartek, 24 stycznia 2013

Burberry, no to mamy metallic w najnowszej kolekcji 2013

Hej Dziewczyny!

Na razie o wiośnie i lecie nie myślę. Usiłuję "rozkoszować" się tą bielą i mrozem, które mamy za oknami, wychodzi mi to o tyle o ile, czasem tylko westchnę; jak długo jeszcze mam czekać na więcej słońca w całym mieście.

Zmiana pór roku, poza oczywistym urozmaicaniem naszego życia ma jeszcze tę zaletę, że trafia nam się pretekst by odświeżać garderobę ciągle i ciągle. To przecież takie milusie, a i sumienie czystsze jeśli wytłumaczymy, głównie sobie, że zakup tego czy tamtego ciucha jest po prostu konieczny, bo przecież nowego sezonu nie przywitamy byle jak.

Czasem zdarzy nam się mieć jednak w swoich przepastnych zbiorach ciuch, który nagle dostanie nowe życie. 
Tak właśnie jest z tym moim wściekle błyszczącym, klasycznie metalizującym żakiecikiem, mam go i mam, nie powiem już jak długo, ostatnio był on sobie na całkiem długim urlopie, ale na pewno tej wiosny znowu się z nim grzecznie przeproszę.



Poniżej wybrałam kilka propozycji ciuchów w typie metallic, ta linia jest jedną z bardziej znaczących w tegorocznej kolekcji wiosna lato w Burberry.












No i jak? Lubicie te błyszczące klimaty? 
Ja jestem pod wrażeniem tego zielono - melanżowego płaszczyka, boski.

zdjęcia pochodzą ze strony burberry.com  http://pl.burberry.com/store/womenswear/prorsum/?WT.mc_id=email_exact_week1343_email_Global_SS13_JanuaryRunwayMetallics&WT.tsrc=email&csid=003D000000plpPoIAI&epiid=100001176319#jackets=true

Pozdrawiam
Margaretka

środa, 23 stycznia 2013

Organique, OLEJ ARGANOWY - złoto z Maroka faktycznie na wagę złota







Hej Dziewczyny!  

Coraz częściej szukamy kosmetyków kompletnie naturalnych, nie mających w swoim składzie żadnych chemicznych substancji wzmacniających działanie, przedłużających w sztuczny sposób świeżość czy powodujących milszą konsystencję lub zapach.
O takie kosmetyki wcale nie jest tak łatwo, jeśli odnajdujemy skończenie naturalną perełkę, w dodatku działającą na wielu "frontach", nie można siedzieć po cichu, trzeba o tym głośno mówić.

Firma Organique w zeszłym roku wprowadziła na rynek rzecz bardzo udaną, już mającą dobrą opinię, a to co jest w tym produkcie najbardziej rzadkie i pozytywnie zaskakujące to skład; jedna pozycja; arganina spinosa kernel oil, koniec, kropka.

Kupiłam i od razu powiem, że dobrze zrobiłam.

O tym, że warto mieć taki olej, przekonałam się na własnej skórze twarzy, ciała, na własnych włosach, na własnej skórze dłoni i paznokciach, słowem korzystanie z jego zbawiennych właściwości jest nieźle szerokie.

W tym wypadku olej arganowy dostajemy w zgrabnym, szklanym pojemniczku z pompką, dobrze panujemy nad ilością zużywanego oleju, bo atomizer dawkuje nam taką porcję kosmetyku, jakiej w danym momencie potrzebujemy. Nic się nie wylewa, nie ścieka, możemy mieć małą kropelkę lub dużą kroplę, to ważne, bo olej jest bardzo wydajny, korzystamy z niego właśnie w takich niemalże aptekarskich ilościach.



W swojej konsystencji ten olej jest oczywiście jak najbardziej oleisty, ale zaskakująco lekki, rzadki, powiedziałabym, że taki cienki, przy tym bardzo jaśniutki, o kolorze  wyjątkowo słabej, słomkowej herbaty.

           

Zupełnie nie ma zapachu, ale pamiętajmy, że kosmetyk ten nie został podbity żadnymi polepszaczami, to złoto Maroka w czystej postaci.
a tak wyglądają drzewa arganowe

Używam go często i to przy wielu okazjach;

- Twarz. W niektóre wieczory nakładam do jako jedyny kosmetyk na twarz, zaskakująco dobrze się wchłania, oczywiście na buzi mam taką lekko tłustawą warstewkę, przy mojej raczej suchej skórze to zbawienne, rano efekt takiego kompresu jest świetny, uwielbiam stan mojej skóry po takim zastrzyku witaminy E i F.
Nie robię tego codziennie, nie chcę "przenawozić" skóry, ale zdarza mi się też kroplę oleju dodać podczas nakładania codziennego kremu.

- Ciało. Zaczęłam też stosować ten olej na skórę ciała po kąpieli, tak jak zaleca producent, jeszcze na mokrą, bo łatwiej wtedy o wmasowanie bardzo niewielkiej ilości, tak by nie zamienić się w tłustą fokę. Też nie robię tego codziennie, tylko raz na trzy, cztery dni, w pozostałe dni ograniczam się tylko do balsamu, ale już widzę poprawę stanu skóry, jest bardziej elastyczna i przestałam odczuwać taką suchość.

- Włosy. Ponieważ żadna ze mnie włosomaniaczka, w pielęgnacji włosów właściwie ograniczam się do szamponów i odżywek i od czasu do czasu jakiejś mocniejszej w działaniu maski, ten olej był dla mnie nowością jeśli chodzi o olejowanie włosów.
Zresztą mam włosy zdrowe, właściwie mocne i lśniące, krótkie, więc o problemach rozdwajających się końcówek wiem tylko z teorii, ale czasami moje włosy przestają być takie jak powinny.
Pewnie też to macie, nagle zaczyna się problem z wyglądem fryzury, włosy są bardziej oklapnięte niż zwykle,  nie wystarcza już przeczesanie włosów palcami by je unieść, napuszyć czy rozczochrać. Stają się takie tępe, a fryzura wiecznie jakaś taka do kitu.
Pewnie to efekt czapek, suchego powietrza od kaloryferów, braku słońca i świeżego powietrza, ja w każdym razie przegoniłam ten stan w diabły właśnie dzięki kompresom z olejku arganowego; standard - wcierka, turban z ręcznika, 30 min i tak co pięć dni. Znowu jest dobrze.

- Dłonie i paznokcie. Teraz, zimą ten olej dla moich dłoni to prawdziwy prezent, nie wiem co to szorstka skóra, zaczerwienienia po porządnym zmarznięciu, choć trzeba liczyć się z lekko tłustawą powłoczką przez kilkanaście minut, optymalnie jest wetrzeć go wieczorem, przed pójściem spać, ja jednak decyduję się czasami na kilka chwil niewygody, ale efekt wygładzenia skóry rąk jest tego warty.
Ponieważ moje paznokcie są zawsze pomalowane, nie mają łatwo, bez przerwy katuję je lakierami i zmywaczami.
Poddałam się, jeśli chodzi o znalezienie jakiegoś cudownego eliksiru na pazurki, do wszystkiego co stosowałam miałam jakieś ale.
Po prostu teraz, po zmyciu lakieru zmywaczem, nacieram palce i paznokcie olejem, widzę przynajmniej, że płytka paznokciowa staje się ładniejsza, zdrowsza, wiecie to od razu widać, że pazurkom to służy. 

Jeszcze jeden drobiazg, teraz zimą moje łokcie stały się bardziej szorstkie, to na pewno największa zasługa wełnianych sweterków, w których często jestem i ciągłego podpierania się łokciami o blat biurka.
Nic mi nie pomagało, wiecznie czułam taką twardszą skórkę na łokciach. No i koniec, kilka wcierek oleju arganowego w te miejsca i problem zniknął. 



Żeby mieć Olej arganowy Organique, trzeba zainwestować całe  65 zł, sporo, ale uważam, że warto, bo to kosmetyk świetny, wielozadaniowy i bardzo wydajny, więc Wam go jak najbardziej polecam.

Notka producenta:

Organiczny olej z Ecocertem wytwarzany w marokańskiej fabryce w Marogani w sercu lasu drzew arganowych. Tłoczony na zimno, pozbawiony konserwantów zwany również „złotem Maroka”. Zawiera bogactwo nienasyconych kwasów tłuszczowych, witamin E i F, kwasu linolowego i fitosteroli, co czyni go skutecznym kosmetykiem do pielęgnacji każdego rodzaju cery. Polecamy go szczególnie dla skóry wymagającej i wrażliwej, jak również włosów i paznokci. Olej głęboko odżywia, nawilża i zmiękcza, chroni przed procesami starzenia, poprawia elastyczność, przez co zapobiega również powstawaniu rozstępów.


W Bardzo Kobiecej Galerii dzisiaj obrazy włoskiego malarza Alessandro Zenok Lombardo, zapraszam, popatrzcie







Pozdrawiam
Margaretka

poniedziałek, 21 stycznia 2013

TAG - wszechstronnie o tym co lubię i nie lubię ogromnie





Hej Dziewczyny!  

Dzisiaj u mnie TAG, do którego zaprosiła mnie 

czarnulka25, dziękuję Ci bardzo,

 postanowiłam przystąpić do zabawy, bo nie ma tu żadnych narzuconych pytań, piszemy o tym co dla nas ważne.






Oto  zasady  TAG'u
Każda  nominowana blogerka powiniena:
  • podziękować nominującemu na jego blogu
  • pokazać nagrodę Versatile Blogger u siebie
  • ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie
  • nominować 10 blogów, które jego zdaniem na to zasługują
  • poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.


No to zaczynam:

1.  Mam najukochańszą córkę na świecie, ale na pisanie tu o niej mam totalny zakaz, blokadę, rozumiem, szanuję i respektuję.

2. Lubię robić coś z niczego,  na przykład biżuterię z nie wiadomo czego, lubię  kwiaty, zresztą mam w biografii dłuższą przygodę z florystyką, lubię ciepłe, pełne duszy wnętrza domów, bardzo nie lubię domów, że tak powiem, jak z katalogów.
Bardzo lubiłam moją pracę dekoratorki w dużej firmie handlowej, niestety nic nie trwa wiecznie.

3. Moje ukochane książki:
- "Przygody dobrego wojaka Szwejka" bo jestem zagorzałą pacyfistką i myślę, że wszystkie wojny są identycznie idiotycznie-głupio-straszne
- Kryminały i thriliery, tu niczego nie faworyzuję, a i tak najczarniejsza i najbardziej zagadkowa zbrodnia jeszcze przede mną
- Biografie, niekoniecznie o tych największych, byle by dobrze napisane.
Nie lubię romansideł, wyjątkiem są "Wichrowe Wzgórza"
W ogóle czytam dużo, choć pisanie bloga znacznie mi zredukowało czas, który dotąd miałam dla książek, nic to, bloga też lubię.



4. Dosyć dobrze gotuję porządnie improwizując, pieczenie ciast to z kolei porażka u mnie, chyba dlatego, że nie znoszę robić niczego zgodnie z przepisami, a ciacha wymagają skrupulatności, a tej natura nie dała mi w odpowiedniej ilości.

5. Wśród ciuchów nie znajdziecie u mnie czerwieni, borda, maliny, zupełnie nie moje kolory. Nigdy też ręka nie wyciągnie mi się po szafir, ale na przykład granat czy błękiciki uwielbiam.
W szafie najwięcej mam czerni i szarości.
Nie lubię przebojów modowych, jeśli zobaczę na ulicy taki sam ciuch czy buty jak ja mam, tracę do nich całą miętę, taki ciuch idzie u mnie w odstawkę, na pewno dla mnie ważniejszy jest styl niż nowinki modowe.

6. Mam sunię Emmę, która kompletnie skradła moje serce, robi ze mną co zechce, a ja z uśmiechem na to pozwalam. Kocham tego dzieciaka w białej siorstce.




7. Marzy mi się własny dom w górach, z przodu ogródek, z tyłu las..... i jak wszystko dobrze pójdzie, to może moje marzenie się spełni.




I jeszcze punkt ponadplanowy:

8.  Kocham słodycze, bez czekoladek i czekoladowych tortów moje życie byłoby bez sensu.
Nie znoszę zapachu octu, na samą myśl mam gęsią skórkę.
Tak samo z owocami, te na krawędzi przejrzenia, kapiące sokiem jem kilogramami, jeśli czuję minimalną cierpkość, nie ruszam.




Zapraszam Was wszystkie do zabawy, ale ponieważ zasady tagu każą mi wyróżnić 10 z Was, 
szczególnie zapraszam:












Pozdrawiam
Margaretka

niedziela, 20 stycznia 2013

CHANEL no 5, królowa jest tylko jedna





Hej Dziewczyny!  

Dzisiaj temat maksymalnie przyjemny, pachnący i z historią, której nie dorobią się już chyba nigdy żadne inne perfumy.



Królowa jest tylko jedna, zdetronizować jej nic i nikt nie jest w stanie, stała się symbolem elegancji, dobrego smaku i niewątpliwie luksusu.


O tym, jak w dalszym ciągu zapach Chanel no 5 jest  pożądany i doceniany, przekonałam się podczas moich dosyć długich, kilkukrotnych pobytów w Nowym Jorku.
Poznałam wtedy sporo Amerykanek, bywałam w ich domach, podziwiałam ich pełne świetnych kosmetyków łazienki i toaletki, oczywiście zieleniałam z zazdrości patrząc na te wszystkie wypasione marki wypasionych firm, niestety, dochody przeciętnej Amerykanki pozwalają  na wiele, wiele więcej niż nam.
Słynny plakat Andy Warhol'a
Na tych toaletkach stały z reguły spore kolekcje perfum i wód, przeróżne; i najbardziej gorące nowości rynku perfumeryjnego i uznane klasyki, różnie, ale jeden flakonik prawie zawsze się powtarzał, prawie zawsze dziewczyna miała w swoich zbiorach Chanel no 5.

I ja uległam tej pachnącej presji, musiałam sprawić sobie też te perfumy, tym bardziej, że ja należę do grupy miłośniczek, (bo jest też spora ilość dziewczyn nie lubiących tej kompozycji),  doszłam do wniosku, że nie mieć tego zapachu na półeczce, to jak nie mieć małej czarnej w szafie. 

Można, ale co to za życie.




Teraz w moim flakoniku widać już dno, choć z racji zdecydowanego, iście wieczorowego
 i raczej wymagającego specjalnych okazji zapachu, używałam tych perfum rzeczywiście tylko od wielkiego dzwonu.
Autorem tej  modowej reklamy jest Nuno Da Costa

Jako, że za zapachem Chanel no 5 stoi niezła historia, muszę o niej kilka słów.
Zapach zaistniał właściwie przez przypadek. 

W 1921r perfumiarz Gabrielle Chanel, Ernest Beaux, przedstawił swojej pracodawczyni pięć próbek nowych kompozycji zapachowych, a ta, nie potrafiąc się zdecydować, postawiła na ślepy los, wybrała próbkę ostatnią,  z zapachem nr 5, bo piątka była jej szczęśliwą cyfrą.
Oficjalna prezentacja nowych perfum odbyła się w Paryżu, w butiku rue Cambon 5.05.1921r, mistyczna obsesja Coco Chanel okazała się szczęśliwa.
Od tego czasy, mniej więcej co dwadzieścia lat, buteleczka jest minimalnie modyfikowana, dotąd pięciokrotnie uległa subtelnym zmianom.
Większe modyfikacje przeszedł korek flakonu, począwszy od szklanej zatyczki, poprzez większy lub mniejszy, ale zawsze ośmioboczny szklany prostokąt.

A teraz, w mojej Bardzo Kobiecej Galerii historia reklamy zapachu Chanel no5

1957, modelka i aktorka Suzy Parker
jako jedna z pierwszych perfumy reklamowała Marylin Monroe

od 1966, przez kilka lat twarzą była aktorka Ali MacGraw. z kultowego filmu Love Story

1971  Jean Shrimpton, przez wielu uważana jest za pierwszą supermodelkę.

1972, przez następne 7 lat ambasadorką zapachu Chanel No 5 była aktorka Catherine Deneuve
od połowy lat osiemdziesiątych do 1997, Carole Bouquet, francuska aktorka, jedna z dziewczyn James Bonda

2004, Nicole Kidman u szczytu swojej popularności

W 2009 roku Nicole Kidman zastąpiła inna zdobywczyni Oskara, francuska aktorka Audrey Tautou

Brad Pitt, najnowsza twarz Chanel no5

Pozdrawiam
Margaretka

piątek, 18 stycznia 2013

DAX PERFECTA eko Nawilżanie, krem na noc dla każdego typu skóry - recenzja



Hej Dziewczyny!   

Dzisiaj kremowego pisania ciąg dalszy.

Jeśli bez kremu na dzień, teoretycznie mogłabym się obejść, tym bardziej, że coraz więcej fluidów spełnia już również nawilżającą funkcję, to bez kremu na noc u mnie ani rusz.
Wieczorne wklepanie odrobiny większej lub mniejszej, we wszystkie strategicznie zagrożone najazdem podstępnych zmarszczek rejony mojej facjaty, stało się dla mnie tak samo oczywiste jak umycie zębów.

Opłaca mi się ta drobna obsesja, na razie walkę wygrywam, skórę twarzy mam w dobrej kondycji, a spojrzenie w lustro jak dotąd nie psuje mi humoru na cały dzień.

Wiem, że dla większości z Was ten temat to jeszcze totalna abstrakcja, myślicie sobie, o jakich zmarszczkach ta Margaretka zawraca nam głowę, pamiętajcie jednak, że skóra zaczyna się starzeć już po 20 roku życia, wchodzimy wtedy na równię pochyłą z której nie ma ucieczki, jest jedynie możliwość hamowania; to pielęgnacja.


Jako, że mi trafiła się skóra raczej z tych z tendencją do przesuszania, kremy na noc, jako najbardziej te z założenia silniej nawilżające, regenerujące i odżywcze cenię sobie najbardziej.




W moje ręce, dzięki Firmie Dax, wpadły dwa kremy Perfecta z linii eco Nawilżanie, mam za sobą dwa tygodnie ich stosowania, dzisiaj chciałabym przybliżyć Wam właśnie tę wersję na noc.



W poprzednim poście zwróciłam już uwagę na bardzo udany słoiczek, szklany, ciężki, o ładnej linii i ciekawej, bardzo eleganckiej kolorystyce. 
Opakowanie w tym wypadku jest jedną z mocnych stron kremu, mamy w dłoniach rzecz po prostu ładną, pozwalającą mieć wrażenie, że krem należy do tych wykwintnych. 
Ja sobie to cenię.



Następną rzeczą, co prawda drugoplanową jest kolor kremu. W tym wypadku wychodzi ze mnie mała dziewczynka, ale uwielbiam kremy w ślicznych pastelowo-budyniowych kolorach, wszelkie subtelne róże, błękity czy śmietankowe żółcie od razu wzbudzają moją sympatię i chyba podświadomie, od razu taki krem wydaje mi się milszy.



Tak jest i w tym przypadku, cudnie delikatny, nieomalże aksamitny odcień błękitu, sprawia mi dodatkową frajdę podczas korzystania z tego kremu.

Zapach jest właściwie niewyczuwalny, może jakaś bardzo słaba nutka kojarząca mi się z zapachem kaktusa, ale ani o kremie, ani o skórze po jego nałożeniu nie można powiedzieć, że coś nam tu wyjątkowo pachnie.

Konsystencja, jak na przyzwoity krem przystało, jest bardzo przyjemna, odpowiednio gęsta, raczej śliskawa, świetnie się rozprowadza i wklepuje.



 Jeśli chodzi o wchłanianie to powiem tak, kiedy nakładam bardzo cieniutką warstewkę kremu, takie delikatne muśnięcie skóry, po chwili na twarzy pozostaje tylko przyjemny film, dający się wyczuć w swojej leciutko wilgotnej, ale nie kleistej postaci.
Ja częściej nakładam ciut większą dawkę, wtedy moja skóra na dłużej pozostaje z wyczuwalną powłoczką i wilgoci i odrobiny tłustości, podejrzewam, że to za sprawą masła shea, które poza naturalnymi algami, opuncją i aloesem znajduje się w składzie  kremu eco nawilżanie na noc.
Dla mnie to optymalne rozwiązanie, przez noc skóra czerpie co jej potrzeba, a rano jest ładnie nawilżona, gładka i wypoczęta, żeby nie napisać dobrze wyspana.

Ja z tego kremu jestem całkiem zadowolona, spełnia on właściwie wszystkie moje wymagania, jakie mam wobec dobrego kremu na noc, przy okazji nie robiąc mi żadnych niespodzianek w rodzaju nieproszonych gości na mojej buzi, nie powoduje świecenia się cery, nie mówiąc już o jakimś podrażnieniu czy zaczerwienieniu. 

Oczywiście, zwróćcie uwagę, że oceniam krem z tak zwanej niższej półki cenowej, więc nie mam tu jakiś niebotycznych wymagań, ale też doceniam, że w tym przypadku można mieć całkiem przyzwoity krem za bardzo rozsądną cenę.

Polecam go Wam z czystym sumieniem,  bo to krem wart zainteresowania i zainwestowania, zwłaszcza, że inwestycja ta ma bardzo przyjemne oblicze.  Cena 18 zł / 50 ml

Uwaga:
W składzie, co prawda na ostatnich pozycjach, znajdziemy dwa parabeny

Notka producenta:


PERFECTA ekoNawilżanie
Intensywnie nawilżający krem na noc do każdego rodzaju cery

PRODUKT POLECANY DLA:
Krem dla osób w każdym wieku, do pielęgnacji wszystkich typów cery, a w szczególności zmęczonej, niedotlenionej i odwodnionej.
JAK DZIAŁA?
-Naturalne ALGI zapewniają głębokie i długotrwałe nawilżenie, co w widoczny sposób wpływa na odświeżenie cery oraz ogólną poprawę kondycji skóry.
-Ekologiczna OPUNCJA wzmacnia efekt nawilżenia, łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia skóry.
-Ekologiczne MASŁO SHEA wygładza niedoskonałości cery i drobne zmarszczki.
-Ekologiczny ALOES regeneruje podczas snu uszkodzenia skóry i spowalnia starzenie.
JAK STOSOWAĆ?
Codziennie wieczorem delikatnie wmasować krem w oczyszczoną skórę twarzy i szyi.
EFEKTY:
Już po 2 tygodniach regularnego stosowania 100% badanych potwierdza widoczny wzrost nawilżenia i wygładzenie cery.



Teraz zapraszam Was, jak zwykle do mojej Bardzo Kobiecej Galerii.
Dzisiaj obrazy urodzonej w Paryżu, studiującej malarstwo w Nowym Jorku malarki i rysowniczki, Virginie Caillet.












Pozdrawiam
Margaretka

życzę Wam cudnego, białego weekendu