Hej Dziewczyny!
No i moja srocza natura znowu jest w siódmym niebie.
Dwie, trzy szmatki z SH i znowu do szafy zaglądam z przyjemnością.
Ubóstwiam te ciucholandy za cudeńka, na które można w nich się natknąć, a ja teraz w ogóle jestem na wygranej pozycji, bo niedawno trzy kroki ode mnie otworzył się spory sezam z takimi skarbami.
Latam tam teraz często, nawet miotły nie potrzebuję do przelotów, ale co wyczaruję z setek ciuchów to moje.
Żakiecik głęboko czarny z tymi kolorowymi szkiełkami, dla mnie bościutki, ale o dodatkowej biżuterii w tym wypadku będę musiała zapomnieć. No, chyba, że pójdę robić za choinkę.
Ążurkowy sweterek, okrywajka, fajna długość nad kolano, świetnie mięciutki, bo dużo w składzie moheru, kolor też niezły, tym bardziej, że nie mam szczególnie dużo swetrów w odcieniu plus, minus pistacji/groszku/mięty (?).
Torebka, to nie skóra a tkanina, trochę musi zaczekać do wiosny, bo z grubymi, zimowymi płaszczami i kurtkami nie chce ładnie grać. Też to połączenie zieleni, szarości i granatu bardzo mi leży, bo w szarościach mam sporo ciuchów, więc na pewno ta torba często ze mną będzie, choć rozmiarowo to mogłaby trochę urosnąć (nie chce, a to paskuda).
Jeszcze słowo o cenach, za torebkę zapłaciłam chyba ze cztery złote, ażurek całe trzy, najbardziej zaszalałam cenowo za tę czarną błyskotkę, bo z portfele ubyło mi aż 7,50zł.
No i jak? Może być? Czekam na Waszą akceptację, ze słowami na nie i tak się nie zgodzę, ha, ha.
Jeszcze dla Was światełkowy aniołek z pod zamku w Bielsku
Pozdrawiam
Margaretka