Inspiracją do dzisiejszego postu są trzy olejki,
które do przetestowania dostałam od firmy Vivio:
olejek z drzewa herbacianego
olejek z dzikiej róży
olejek marchewkowy
Lepiej zdrowiej niż .....
Zdrowy, nazwijmy to naturalny sposób funkcjonowania (życia) kusi nie tylko mnie.
Nawet nie czytając zbyt dużo popularno-naukowych poradników i kompendiów wiedzy o tym i owym w temacie jak pędzić żywot w zdrowiu i urodzie, a nie paść się wszechobecną chemią, intuicyjnie czujemy, że lepiej, na przykład, jeść produkty maksymalnie proste, nieprzetworzone, niż takie, gdzie skład to lista dłuższa niż najdłuższy skład Pendolino.
Już dawno dotarło do mnie, że rano kromka razowego chleba z masłem i miodem musi wygrać z napuchniętą od polepszaczy smaku parówką z nawet najbardziej dosmaczonym keczupem, nie mówiąc już, z ubitym na sztywną, gładką masę kremem majonezowo-chrzanowym, brrrr.
W kuchni, w temacie ekologia, natura czy makrobiotyka czuję się stosunkowo dobrze, bezpiecznie. Pewnie, że stosuję tu zasadę złotego środka. Nie jestem fanatyczką, pilnuję, żeby raz za czas rodzinka piła własnoręcznie kiszony barszcz z czerwonych buraków, ale też 2-litrowa butla Coca-Coli potrafi w mig zniknąć w naszych brzuszyskach. Ważne, żeby tych zdrowych produktów i posiłków było znacznie, znacznie więcej niż tych paskódfoodów.
Ach ten przepastny, kosmetykowy rynek
Trochę gorzej jest u mnie z kosmetykami i całą pielęgnacyjną działką mojego funkcjonowania i walki o urodę i... jakby tego nie nazywać, zachowaniem młodości, ha.
Tu nie czuję się bezpiecznie, bo tu nie mam zbytnio dużo wiedzy i władzy.
To znaczy mogłabym mieć i zacząć studiować chemię, ale z chemii zawszę byłam nogą i niespecjalnie wierzę, że to się teraz zmieniło.
Nie mam też takiego samozaparcia, żeby używać na przykład kawałka węgla do przyczerniania brwi czy regularnie płukać włosy w własnoręcznie nazbieranym i zaparzonym rumianku - najzwyczajniej w świecie mi się nie chce, a jak nawet mi się zachce to bardzo rzadko.
Pewnie, że tak byłoby bezpieczniej i znacznie bardziej eko, ale marki, firmy i produkty kosmetyczne kuszą mnie jak cholera i wciąż wyciągam łapy po coraz lepiej pachnące, bardziej kolorowe i niewiarygodnie nowoczesne kosmetykowe ustrojstwa. Jedyne na co mam wpływ, to wybieranie kosmetyków bardziej naturalnych, z krótszym składem, jak się da, bezpieczniejszych.
Naturalnie, że tak
Do takich właśnie można zaliczyć oleje i olejki.
Robią one już od dosyć długiego czasu niezłą karierę. Pokochałyśmy je chyba właśnie za tę ich naturalność i gwarancję, że mamy do czynienia nie z całą tabelą polepszaczy, utrwalaczy, zapychaczy i wspomagaczy, ale mamy w tych olejach esencję, duszę prawie, serce jednej rośliny.
Oleje i olejki obrodziły ostatnio jak gruszki w sadzie dobrego sadownika, już nie tylko arganowy święci triumfy, ale mamy do wyboru i koloru (w odcieniach złota i bursztynu) znacznie więcej tych eliksirów młodości i zdrowej skóry.
Jedna buteleczka to jeden składnik. Koniec kropka.
Moje trzy; olejek z drzewa herbacianego, z dzikiej róży i marchewkowy są dla skóry zdrowe, bezpieczne, mają właściwości lecznicze, nawilżające, odżywiające.
Są i lekarstwem i opiekunem. Są strażnikiem i ochroną.
Dbają, wygładzają, łagodzą i odprężają.
Olejek z drzewa herbacianego:
antybakteryjny, dezynfekujący, odkażający.
Bardzo ładnie pachnie i jest antyseptyczny więc polubiłam go szczególnie jako dodatek do kąpieli stóp przed pedicurem. Ponieważ lekko wysusza koniecznie muszę po tym zabiegu pielęgnacyjnym dobrze nawilżyć stopy.
Olejek z dzikiej róży:
silny antyoksydant, olej młodości, spowalnia procesy starzenia, poprawia elastyczność skóry, wygładza zmarszczki i rozjaśnia przebarwienia.
Dla mnie boski, kocham go jako dodatek do kremu i balsamu, ale też używam go jako kompres na włosy.
Olejek marchewkowy:
moim zdaniem działa bardzo podobnie jak ten z dzikiej róży, też ładnie wygładza i nawilża. Dodatkowo, jako pełen karotenu minimalnie wyrównuje koloryt skóry o ton ją "opalając". Ja dodaję go do masełka shea lub kremu. Warty grzechu, a dokładniej wciągnięcia go na listę must have każdej dziewczyny, która nie lubi samoopalaczy, a chce troszkę zezłocić/zbrązowić skórę.
Jeśli tak jak ja, poza korzystaniem pełnymi garściami z kolorowego świata kosmetyków, zerkacie czasem w stronę marketingowo bardziej skromną, ale też bardziej stawiającą na naturę, warto dodać do ulubionych ten adres:
które do przetestowania dostałam od firmy Vivio:
olejek z drzewa herbacianego
olejek z dzikiej róży
olejek marchewkowy
Lepiej zdrowiej niż .....
Zdrowy, nazwijmy to naturalny sposób funkcjonowania (życia) kusi nie tylko mnie.
Nawet nie czytając zbyt dużo popularno-naukowych poradników i kompendiów wiedzy o tym i owym w temacie jak pędzić żywot w zdrowiu i urodzie, a nie paść się wszechobecną chemią, intuicyjnie czujemy, że lepiej, na przykład, jeść produkty maksymalnie proste, nieprzetworzone, niż takie, gdzie skład to lista dłuższa niż najdłuższy skład Pendolino.
Już dawno dotarło do mnie, że rano kromka razowego chleba z masłem i miodem musi wygrać z napuchniętą od polepszaczy smaku parówką z nawet najbardziej dosmaczonym keczupem, nie mówiąc już, z ubitym na sztywną, gładką masę kremem majonezowo-chrzanowym, brrrr.
W kuchni, w temacie ekologia, natura czy makrobiotyka czuję się stosunkowo dobrze, bezpiecznie. Pewnie, że stosuję tu zasadę złotego środka. Nie jestem fanatyczką, pilnuję, żeby raz za czas rodzinka piła własnoręcznie kiszony barszcz z czerwonych buraków, ale też 2-litrowa butla Coca-Coli potrafi w mig zniknąć w naszych brzuszyskach. Ważne, żeby tych zdrowych produktów i posiłków było znacznie, znacznie więcej niż tych paskódfoodów.
Ach ten przepastny, kosmetykowy rynek
Trochę gorzej jest u mnie z kosmetykami i całą pielęgnacyjną działką mojego funkcjonowania i walki o urodę i... jakby tego nie nazywać, zachowaniem młodości, ha.
Tu nie czuję się bezpiecznie, bo tu nie mam zbytnio dużo wiedzy i władzy.
To znaczy mogłabym mieć i zacząć studiować chemię, ale z chemii zawszę byłam nogą i niespecjalnie wierzę, że to się teraz zmieniło.
Nie mam też takiego samozaparcia, żeby używać na przykład kawałka węgla do przyczerniania brwi czy regularnie płukać włosy w własnoręcznie nazbieranym i zaparzonym rumianku - najzwyczajniej w świecie mi się nie chce, a jak nawet mi się zachce to bardzo rzadko.
Pewnie, że tak byłoby bezpieczniej i znacznie bardziej eko, ale marki, firmy i produkty kosmetyczne kuszą mnie jak cholera i wciąż wyciągam łapy po coraz lepiej pachnące, bardziej kolorowe i niewiarygodnie nowoczesne kosmetykowe ustrojstwa. Jedyne na co mam wpływ, to wybieranie kosmetyków bardziej naturalnych, z krótszym składem, jak się da, bezpieczniejszych.
Naturalnie, że tak
Do takich właśnie można zaliczyć oleje i olejki.
Robią one już od dosyć długiego czasu niezłą karierę. Pokochałyśmy je chyba właśnie za tę ich naturalność i gwarancję, że mamy do czynienia nie z całą tabelą polepszaczy, utrwalaczy, zapychaczy i wspomagaczy, ale mamy w tych olejach esencję, duszę prawie, serce jednej rośliny.
Oleje i olejki obrodziły ostatnio jak gruszki w sadzie dobrego sadownika, już nie tylko arganowy święci triumfy, ale mamy do wyboru i koloru (w odcieniach złota i bursztynu) znacznie więcej tych eliksirów młodości i zdrowej skóry.
Jedna buteleczka to jeden składnik. Koniec kropka.
Moje trzy; olejek z drzewa herbacianego, z dzikiej róży i marchewkowy są dla skóry zdrowe, bezpieczne, mają właściwości lecznicze, nawilżające, odżywiające.
Są i lekarstwem i opiekunem. Są strażnikiem i ochroną.
Dbają, wygładzają, łagodzą i odprężają.
Bardzo ładnie pachnie i jest antyseptyczny więc polubiłam go szczególnie jako dodatek do kąpieli stóp przed pedicurem. Ponieważ lekko wysusza koniecznie muszę po tym zabiegu pielęgnacyjnym dobrze nawilżyć stopy.
Olejek z dzikiej róży:
silny antyoksydant, olej młodości, spowalnia procesy starzenia, poprawia elastyczność skóry, wygładza zmarszczki i rozjaśnia przebarwienia.
Dla mnie boski, kocham go jako dodatek do kremu i balsamu, ale też używam go jako kompres na włosy.
Olejek marchewkowy:
moim zdaniem działa bardzo podobnie jak ten z dzikiej róży, też ładnie wygładza i nawilża. Dodatkowo, jako pełen karotenu minimalnie wyrównuje koloryt skóry o ton ją "opalając". Ja dodaję go do masełka shea lub kremu. Warty grzechu, a dokładniej wciągnięcia go na listę must have każdej dziewczyny, która nie lubi samoopalaczy, a chce troszkę zezłocić/zbrązowić skórę.
Jeśli tak jak ja, poza korzystaniem pełnymi garściami z kolorowego świata kosmetyków, zerkacie czasem w stronę marketingowo bardziej skromną, ale też bardziej stawiającą na naturę, warto dodać do ulubionych ten adres:
Pozdrawiam
Margaretka
olejek marchewkowy, pierwszy raz słyszę:))
OdpowiedzUsuńteż jak się dowiedziałam, że i taki olejek jest w ofercie, byłam szczerze zaciekawiona :)
Usuńteż nie słyszałam, ale ślinka mi juz leci
Usuńnie powiem smacznego
Usuńczyżby brak czytania ze zrozumieniem, czy po prostu zapomniałaś przeczytać ?
Oj, też jestem niewolnicą nowości, bardzo łatwo złapać mnie na lep nowej technologii na przykład w kremach. Ale natura cały czas się dzielnie broni, coraz częściej zdajemy sobie z tego sprawę. Całuję i ściskam :)
OdpowiedzUsuńznam ten ból - świetny design, super działanie, już chcę mieć coś takiego, oczy przecież też kupują :)
UsuńOlejek różany ostatnio u mnie też zagościł. Zastanawiam się tylko, czy olejek różany każdej firmy będzie miał takie same właściwości ;)
OdpowiedzUsuńnie wiem czy myślimy o tym samym ?
Usuńolejek różany kojarzę z pięknie pachnącym ekstraktem z konkretnych płatków róż
ten, z dzikiej róży jest zupełnie bezzapachowy, chyba otrzymuje się go z całkiem innych roślin :)
Miałam krem Z olejem marchewkowym. Fajnie działa na cery. Ciekawe czy ten olejek z drzewa herbacianego spisywał by się u mnie? Dotychczas miałam raczej przeświadczenie że nie jest dla mnie korzystny. Tak jak piszesz pochodzenie ma znaczenie i lepiej wybierać naturę niż chemie.
OdpowiedzUsuńja traktuję go raczej jako antybakteryjny i odkażający, świetnie sprawdza się kilka jego kropli do wszelkich kąpieli, oczywiście do wanny dodaję też wtedy jakąś sól lum olejek nawilżający :)
UsuńTen z dzikiej róży mnie już od jakiegoś czasu kusi, ale te buteleczki są takie aptekarskie i mało wygodne, że wiecznie odkładam na potem ten zakup. Ale masz rację, ważne, żeby jak się da stawiać na naturę ))
OdpowiedzUsuńTrudno się nie zgodzić! Ja jeśli chodzi o niezdrowe, śmieciowe jedzenie zawsze będę na "nie" :P spodobalo mi sie porownanie do Pendolino, aż się zaśmiałam (db, że nie ma nikogo w domu :D). Kosmetyki to tez nie moje rewiry, nie mniej - im bardziej naturalne tym lepiej!
OdpowiedzUsuńja na przykład półprodukty omijam na półkach w sklepach dużym łukiem, o gotowcach w ogóle zapomniałam, staram się tworzyć posiłki ze składników nieprzetworzonych. Zawsze to ciut mniej konserwantów i polepszaczy smaku
UsuńTakie olejki jeszcze u mnie nie gościły
OdpowiedzUsuńpewnie jako dodatek do innych kosmetyków gdzieś już się z nimi spotkałyśmy, tu mamy je w czystej postaci :(
Usuńi te olejki bylyby moimi ulubionymi :)
OdpowiedzUsuńpodoba mi się to, że można dodawać kilka kropli na przykład do żelu pod prysznic na gąbkę, od razu inny efekt na skórze, :)
UsuńTych olejków nie znam, ale ogólnie lubię olejki :]
OdpowiedzUsuńja też doceniam ich zalety :)
UsuńOsobiście nie przepadam za OLEJKAMI - do czego by one nie były :-/
OdpowiedzUsuńkażda z nas jest inna, a i oferta na runku taka, że do koloru do wyboru :)
Usuńmiałam kiedyś, dawno temu z drzewa herbacianego - świetna sprawa!
OdpowiedzUsuńprawda?
Usuńmnie poza właściwościami pielęgnującymi urzekł ten elegancki zapach, duża klasa :)
Bardzo lubię używać olejków, a więc może kiedyś się skuszę :)
OdpowiedzUsuńkoniecznie :)
UsuńZaintrygował mnie olejek marchewkowy, mam jasną karnację i chętnie naturalnie bym ją odrobinę przyciemniła
OdpowiedzUsuńolejki są sprzedawane w kilku wielkościach buteleczek, więc spokojnie można wypróbować taką niewielką :)
Usuńnigdy szczerze mówiąc żadnego nie używałam :D
OdpowiedzUsuńja dotąd korzystałam z dobrodziejstw arganowego, no i oczywiście nie zapomnijmy, że teraz masa kosmetyków ma dodawane przeróżne olejki i bardzo się tym faktem firmy chwalą :)
Usuńuwielbiam takie olejki:P
OdpowiedzUsuńolejek marchewkowy?
OdpowiedzUsuńprzyznam że tym chyba najbardziej mnie zaciekawiłaś :)
ja też tak miałam, sam fakt, że z marchewki też można uzyskać olejek był dla mnie sporą niespodzianką :)
Usuńmnie czasem podraznia ... :)
OdpowiedzUsuńOlejki to moja pielęgnacyjna miłość, lubię je solo jak i jako dodatki w gotowych produktach :) moja cera jest raczej sucha, więc chłonie je ogromnie :)
OdpowiedzUsuńDołączam do obserwatorów :)