Hej Moje Drogie!
Podejrzewam, że jeśli wiedziałybyście, że takie ostre sztuki są na wyciągnięcie ręki, dałybyście się pokroić, żeby je mieć.
Dzisiejszy post, w tematyce okołokulinarnej jest naprawdę warty uwagi.
Niby takie nic, zwykłe noże, a właściwie nożyki, codzienne przydasie, które jak są, wcale się na nie nie zwraca uwagi, ale spróbujcie coś zdziałać w kuchni bez nich, nie ma opcji, bez noża pichcenia nie ma.
Kiedy przede mną pojawiła się możliwość przetestowania noży kuchennych, miałam mieszane uczucia. A co ja tu napiszę, noże jak noże, temat na pewno wypieków na twarzy nie wywoła.
Tym razem o radę zwróciłam się do mojego osobistego męża. On, fascynat wszelkich przedmiotów, które posiadają klingę i szacunek do takich ostrobrzeżnych ustrojstw ma ponadprzeciętną, w naszej rodzinnej mikroskali jest ekspertem w tym temacie.
Jak powiedziałam mu, że mam okazję przetestować szwajcarskie noże marki Victorinox, popatrzył na mnie jak na istotę nie z tego świata.
- Kobito, toż to powinno być mistrzostwo świata. Victorinox to Mercedes wśród scyzoryków, więc i noże pewnie będą, że mucha nie siada.
Mój chłop łeb ma na swoim miejscu, wiem, że słów na wiatr nie rzuca, jak mówi tak kategorycznie, to wie o czym mówi.
Stałam się więc posiadaczką dwóch pikutków. Dziewczyny, na pewno teraz jesteście lekko rozrechotane, bo nazwa co najmniej uśmiech pobłażania i na mojej twarzy w pierwszych chwilach wzbudzała. Nie wiem jaki geniusz tak nazwał te nożyki, ale dowcipniś był z niego niewąski. Piszę "on", bo dam sobie łeb uciąć, że musiał to być osobnik płci męskiej, kobitka po tak fikuśno - słowotwórczej bandzie by nie poszła.
No więc mam swoje pikutki, używam je od dni kilku, i wiecie co?
Tak genialnych nożyków jeszcze nie miałam. Wizualnie przeciętniaki straszne, nic szlachetnego w kształcie rączki, w linii ostrza też jakiejś subtelności i elegancji tu nie ma, a lubi się je od pierwszego użycia, bo przecież nie wejrzenia.
Lekkie, wygodne, a ostrza to bajka. Oba, i ten klasyczny z lekko ostrym szpicem, i ten z zaokrąglonym, gdzie gwoździem programu jest piłka, czy jak kto woli ząbki.
Piszę piłka, ale powinnam toto nazwać piłą łańcuchową, spokojnie mógłby ten pikutek być bohaterem kolejnej części "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną", dałby rady.
Czegoś tak precyzyjnego i z taką finezją do na przykład plasterkowania w mojej dosyć już długiej karierze kuchennej i podkuchennej jeszcze nie było.
Nie wiem, jak chwalić pikutki, żeby nie popaść w sztampę i nic nie mówiące slogany. Powiem więc tylko, że ostre - tak, że niezawodnie tną i plasterkują nawet bardzo, bardzo cienko - tak, że radzą sobie z każdą grubą skórką - tak, że są precyzyjne i na nawet na najdrobniejszą kostkę posiekają - tak i dalej mogłabym wymieniać, że tak, tak, tak.
Jeśli Was, Kochane przekonałam, że warto zainwestować w te rżnące, tnące, obierające i przycinające szelmy około 17 zł za sztukę, to się cieszę, jeśli nie, to dupa ze mnie nie blogerka i porażka to jest wielka.
Są bowiem produkty które mieć warto, ale są też takie, które po prostu mieć trzeba, bo trzeba mieć coś, co jest prawdziwym majstersztykiem.
Pikutki są w sprzedaży ciągłej, niezmąconej i bardzo korzystnej w kwestii cenowej oraz w wyborze kształtów, kolorów i zadań do wykonania zacnej w sklepie:
Podejrzewam, że jeśli wiedziałybyście, że takie ostre sztuki są na wyciągnięcie ręki, dałybyście się pokroić, żeby je mieć.
Dzisiejszy post, w tematyce okołokulinarnej jest naprawdę warty uwagi.
Niby takie nic, zwykłe noże, a właściwie nożyki, codzienne przydasie, które jak są, wcale się na nie nie zwraca uwagi, ale spróbujcie coś zdziałać w kuchni bez nich, nie ma opcji, bez noża pichcenia nie ma.
Kiedy przede mną pojawiła się możliwość przetestowania noży kuchennych, miałam mieszane uczucia. A co ja tu napiszę, noże jak noże, temat na pewno wypieków na twarzy nie wywoła.
Tym razem o radę zwróciłam się do mojego osobistego męża. On, fascynat wszelkich przedmiotów, które posiadają klingę i szacunek do takich ostrobrzeżnych ustrojstw ma ponadprzeciętną, w naszej rodzinnej mikroskali jest ekspertem w tym temacie.
Jak powiedziałam mu, że mam okazję przetestować szwajcarskie noże marki Victorinox, popatrzył na mnie jak na istotę nie z tego świata.
- Kobito, toż to powinno być mistrzostwo świata. Victorinox to Mercedes wśród scyzoryków, więc i noże pewnie będą, że mucha nie siada.
Mój chłop łeb ma na swoim miejscu, wiem, że słów na wiatr nie rzuca, jak mówi tak kategorycznie, to wie o czym mówi.
Stałam się więc posiadaczką dwóch pikutków. Dziewczyny, na pewno teraz jesteście lekko rozrechotane, bo nazwa co najmniej uśmiech pobłażania i na mojej twarzy w pierwszych chwilach wzbudzała. Nie wiem jaki geniusz tak nazwał te nożyki, ale dowcipniś był z niego niewąski. Piszę "on", bo dam sobie łeb uciąć, że musiał to być osobnik płci męskiej, kobitka po tak fikuśno - słowotwórczej bandzie by nie poszła.
No więc mam swoje pikutki, używam je od dni kilku, i wiecie co?
Tak genialnych nożyków jeszcze nie miałam. Wizualnie przeciętniaki straszne, nic szlachetnego w kształcie rączki, w linii ostrza też jakiejś subtelności i elegancji tu nie ma, a lubi się je od pierwszego użycia, bo przecież nie wejrzenia.
Lekkie, wygodne, a ostrza to bajka. Oba, i ten klasyczny z lekko ostrym szpicem, i ten z zaokrąglonym, gdzie gwoździem programu jest piłka, czy jak kto woli ząbki.
Piszę piłka, ale powinnam toto nazwać piłą łańcuchową, spokojnie mógłby ten pikutek być bohaterem kolejnej części "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną", dałby rady.
Czegoś tak precyzyjnego i z taką finezją do na przykład plasterkowania w mojej dosyć już długiej karierze kuchennej i podkuchennej jeszcze nie było.
Noży różnych maści ci u mnie dostatek, wszystkie w formie, bo mąż o ostrość ostrzy dba systematycznie i ze sporym zaangażowaniem, ale wiecie co? Leżą sobie teraz te inne noże, a pikutki rządzą w kuchni. I to rządzą zasłużenie, na tron się nie pchały, ale zasiadły na nim, bo jednostki to wybitnie doskonałe.
Pikutek wielofunkcyjny, tnący (piłka) i pikutek obierający też świetnie tnący
Pierś z kurczaka jest jeszcze zmrożona, a pikutek zachowuje się jakby ciął masło |
Jeśli Was, Kochane przekonałam, że warto zainwestować w te rżnące, tnące, obierające i przycinające szelmy około 17 zł za sztukę, to się cieszę, jeśli nie, to dupa ze mnie nie blogerka i porażka to jest wielka.
Są bowiem produkty które mieć warto, ale są też takie, które po prostu mieć trzeba, bo trzeba mieć coś, co jest prawdziwym majstersztykiem.
Pikutki są w sprzedaży ciągłej, niezmąconej i bardzo korzystnej w kwestii cenowej oraz w wyborze kształtów, kolorów i zadań do wykonania zacnej w sklepie:
Polecam z czystym sumieniem i ostrą rekomendacją, gwarantuję Wam, że to będzie inwestycja na długie, długie lata, bo Victorinox szczyci się właśnie dożywotnio nienagannym stanem swoich produktów.
Pozdrawiam
Margaretka
Chyba właśnie o tych nożykach słyszałam achy i ochy,ze ostre jak brzytwa, nie wiedziałam, że tak śmiesznie się nazywają. Chyba sobie zrobię prezent na Mikołaja. buźki :)
OdpowiedzUsuńna forach czytałam, że te nożyki mają swoich prawdziwych fanów, wcale się nie dziwię, też stałam się ich miłośniczką,
Usuńoczywiście jeśli można w ogóle mówić o takich uczuciach w stosunku do noży :)
UsuńKiedy w domu pojawia się ostry nóż, zaraz się kaleczę, serio. Wolę tępe;).
OdpowiedzUsuńja już sobie trochę paznokcie poskracałam, na to muszę uważać, bo tak to nie chcę potwierdzać ich ostrość :)
UsuńTen z ząbkami to jest rewelacyjny dla mnie.
OdpowiedzUsuńja tym bez ząbków obieram wszystko co jest do obierania, szczególnie ziemniaki, choć mam w planach zakup takiego specjalnie wyprofilowanego do tych zadań :
Usuńoj, tak, piłka jest mega udana :)
UsuńMoje zboczenie zawodowe mi mówi, że nie są rewelacyjne. To widać, że są przecietnej jakości.
OdpowiedzUsuńi tu właśnie sprawdza się powiedzenie, że pozory czasem mylą, uwierz mi, że są zaskakująco dobre, szczególnie ten z piłką, nie spotkałam się jeszcze z tak dobrze sprawującym się osobnikiem :)
UsuńA u mnie wszystko tępe, wściekam się jak moje noże pitwają zamiast kroić, chyba zaopatrzę się w te pikutki, ha ale nazwa z kosmosu :)
OdpowiedzUsuńPolecam noże fiskarsa np. japoński.
Usuńoj, nienawidzę tępych noży, kup, szczególnie ten z piłką jest genialny :)
UsuńNataleczko, mam z Friskasra nożyczki, bardzo długo mi służą i są dalej ostre :)
UsuńHa ha ha u mnie również - jeden bardziej tępy od drugiego :-D
UsuńBardzo fajne noże :)
OdpowiedzUsuńbardzo się cieszę, że je mam :)
UsuńWażne że można nimi skroić prawie wszystko :)
OdpowiedzUsuńwww.kataszyyna.blogspot.com
dokładnie :)
Usuńoo ale z Ciebie nożownik hi hi
OdpowiedzUsuńbez przesady, szacunek do nich też mam, tym bardziej, że paznokcie lecą jak się obsunie :)
UsuńOlbrzymi plus za humorystyczne podejscie! :)
OdpowiedzUsuńdzięki, starałam się, ha, ha :)
UsuńKoleżanka mi polecała ten nożyk, fajnie, że tu trafiłam, widzę też pozytywną opinię więc nic tylko kupić.
OdpowiedzUsuńja mam jeszcze ochotę na nożyk do obierania ziemniaków, taki mały, lekko wygięty w łuk, nienawidzę tępoty w tym fascynującym zajęciu :)
UsuńNie pogardziłabym takimi nożami w swojej kuchni :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
oj, tak, wcale się nie dziwię :)
Usuńmasz rację - bez takich codziennych zwyklaków w kuchni jesteśmy bezradne ;)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńOj tak nie można sobie dać rady w kuchni bez noża:)
OdpowiedzUsuńtylko żeby ten nóż był dobry :)
Usuńprzydałby mi się porządny nóż :D
OdpowiedzUsuń:)
Usuńja u siebie nie gotuje uff cale szczescie bo nie lubię i nie umiem :D JEstem stworzony do czegos innego .... czekania na podanie :D
OdpowiedzUsuńja też kiedyś myślałam, że stworzona zostałam do rzeczy wielkichch, na szczęście z wiekiem zmądrzałam i teraz doceniam i te mniejsze :)
UsuńMuszę zakupić noże jakieś także dzięki za przydatny post, wezmę je pod uwagę :-) Pozdrawiam :-*
OdpowiedzUsuńMmmm, twoje kolorowe kanapki zrobiły na mnie większe wrażenie niżeli noże :) Pycha!
OdpowiedzUsuńA tak na serio, ostre noże to podstawa :)
Przydałyby mi się takie dobre noże :)
OdpowiedzUsuń